Polaków nie ma w europejskiej elicie, zawodników w ogóle jest mało. Nawet mistrzostwa Polski trzeba było zorganizować w Budapeszcie wspólnie z Czechami, Słowakami i Węgrami, żeby wyszło taniej, a liczba startujących odpowiadała randze imprezy. O sukcesach na miarę Grzegorza Filipowskiego, wicemistrza Europy, brązowego medalisty mistrzostw świata i piątego solisty igrzysk olimpijskich 1988 r., można dziś tylko pomarzyć. Także wyniki pary sportowej Dorota Zagórska – Mariusz Siudek (brąz mistrzostw świata, cztery medale mistrzostw Europy) są dziś nie do powtórzenia, choć te sukcesy to wcale nie prehistoria.
Brakuje chętnych do rozpoczęcia przygody z łyżwiarstwem figurowym, brakuje pieniędzy, kiepsko z pomysłami na poprawę sytuacji. Nic dziwnego, że od łyżwiarstwa figurowego odwróciła się telewizja, która kiedyś chętnie pokazywała najważniejsze zawody.
Z BCC na lód
Na całe szczęście nie wszędzie jest tak szaro i ponuro. W Toruniu, w klubie Axel, mają pomysł i determinację, żeby odbudować polskie łyżwiarstwo figurowe. Czy się uda? Na razie są pierwsze sukcesy: para Natalia Kaliszek – Maksym Spodyriew zajmowała już ósme miejsce w mistrzostwach Europy, wystąpiła też na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że w Toruniu są ludzie, którym się chce ciężko pracować.
– Skąd moje zaangażowanie w łyżwiarstwo figurowe? Zaczęło się od dzieci. Natalia, która dziś tańczy w parze z Maksem Spodyriewem, wcześniej tworzyła parę ze swoim bratem Michałem. Oboje występowali też jako soliści. Klub prowadziła wtedy pani Galina Dybińska. Kiedy zdecydowała się wyjechać do pracy w Szwecji, trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce. Razem z innymi rodzicami zdecydowaliśmy, że poprowadzimy klub – opowiada „Życiu Regionów" Marek Kaliszek, biznesmen, właściciel firmy Mentor i mecenas łyżwiarstwa figurowego.
Jak sam o sobie pisze, dla pracy nad rozwojem polskiego łyżwiarstwa figurowego zrezygnował z pełnienia funkcji w prestiżowym Business Centre Club.