Błoto dla zuchwałych

Nie trzeba być komandosem, żeby stanąć na starcie, ale z bólem trzeba się jednak umieć zaprzyjaźnić. Podobnie jak z sąsiadkami z 20-piętrowego bloku, w którym biega się po schodach.

Publikacja: 08.01.2019 09:00

Foto: materiały prasowe

Kto lubi czołgać się w błocie, biegać po kałużach, przeskakiwać przez ściany, wspinać się na linie, zanurzać w kontenerze z lodowatą wodą? Jeśli kogoś pociąga wysiłek fizyczny, sprawdzanie granic własnych możliwości i nie boi się bólu, to śmiało może spróbować startu w jednej z imprez, których jest w Polsce coraz więcej. Dyscyplina jest stosunkowo młoda, na świecie liczy sobie około 30 lat, a pierwsze zawody rozegrano w Anglii. Do naszego kraju ten sport przywędrował mniej więcej pięć lat temu i zyskał wielkie rzesze zwolenników.

Od wiosny do wczesnej jesieni nie ma chyba weekendu, żeby gdzieś w naszym kraju nie odbywał się jakiś bieg z przeszkodami. Do wyboru, do koloru: Runmageddon, Spartan Race, Armageddon Challenge, Hunt Run, Hero Run, Mud Max, Barbarian Race – nazwy kuszą i nęcą zuchwałych, a można by tak wymieniać jeszcze długo. Jeśli ktoś szuka pomysłu na rozrywkę, gdy śnieg pokryje ziemię, to może biegać nawet zimą, bo sezon nigdy się nie kończy, choć dla wyczynowców zimowa rywalizacja ma mniejszy sens. Przeszkody są oblodzone i jeśli się do przeszkody dobiegnie, to najpierw trzeba ją wytrzeć, traci się czas i przewagę, którą wypracowało się w czasie biegu.

Dla średniaków też

Myli się jednak ten, kto myśli, że to imprezy tylko dla ludzi wybitnie wysportowanych, o stalowych mięśniach i nerwach, z tkanką tłuszczową tylko w ilościach śladowych. Oczywiście, przyjeżdżają i tacy, którzy wcześniej zakochali się w ćwiczeniach crossfit, w przeszłości trenowali jakąś dyscyplinę sportu, a teraz chcą się pościgać w terenie. To zrozumiałe, że podstawowa sprawność fizyczna jest bardzo przydatna, ale pojawiają się na takich imprezach również dzieci (dla nich też są trasy) oraz dorośli, ale średnio wysportowani. Można zaryzykować stwierdzenie, że i przygotowania, i start w zawodach mogą być ciekawym pomysłem na rodzinne spędzenie czasu.

Bieg z przeszkodami może być rozrywką korporacyjną. Firmy przywożą swoich pracowników, żeby wyrabiać w nich ducha współdziałania i nauczyć radzenia sobie w trudnych warunkach – idealny pomysł na wyjazd integracyjny. Można tak ustawić konkurencję, że podstawowym zadaniem uczestników będzie dobiegnięcie do mety w komplecie (niekoniecznie w najlepszym czasie). A jeśli ktoś z drużyny nie radzi sobie z przeskoczeniem przez przeszkodę, wspinaczką, czołganiem się pod drutem kolczastym albo przejściem przez zwisające obręcze, wisząc tylko na rękach, to koledzy mają obowiązek pomóc.

I o to chodzi. W ostateczności przeszkodę można ominąć, a zamiast tego wykonać np. dziesięć lub 20 ćwiczeń w rodzaju „padnij–powstań". Wysiłek gwarantowany, satysfakcja z pokonania własnych słabości również.

Oczywiście, jest też grupa wyczynowców, którzy startują w najwyższej kategorii. Oni muszą zaliczyć wszystkie przeszkody pod groźbą dyskwalifikacji, ale też starannie się do wyzwań przygotowują.

Jeśli ktoś chce spróbować swoich sił w biegu z przeszkodami, powinien się przygotować nie tylko na wysiłek, ale także na ból. Siniaki i otarcia to chleb powszedni, a trzeba uważać, żeby nie zrobić sobie krzywdy i dlatego nie można zaniedbać porządnej rozgrzewki. Bardzo narażone na urazy są dłonie, które muszą mocno chwycić linę, drążek czy łańcuch. Bywa tak, że po biegu skóra na dłoniach jest pozrywana, ale jak mówi Wojciech Sobierajski, najlepszy polski zawodnik, kiedy walczy się o zwycięstwo, nie myśli się o bólu. Potem trzeba skórę obficie posmarować kremem nawilżającym i kilka dni później można znów stanąć na starcie. To wersja dla najbardziej odpornych na ból.

Sobie radzą

Wojciech Sobierajski razem z braćmi tworzy Sobieraj Team i śmiało można go nazwać gwiazdą tej dyscypliny nad Wisłą. Startuje od kilku lat, wygrywa regularnie. Startował w mistrzostwach świata i Europy. – Pierwszym, rozegranym w Polsce biegiem był Runmageddon na Służewcu, na przełomie 2014 i 2015 roku. Zacząłem od biegów krótkich na dystansie 200 metrów, składających się z samych przeszkód, należących do serii Runmageddon Games. Bardzo mi to odpowiadało, bo już wtedy byłem silny, ale nie biegałem szybko. Odbyło się dziesięć edycji i dziesięć razy wygrałem. Ważyłem wtedy 93 kg, od tego czasu schudłem 13 kilogramów. Na początku 2017 roku dostałem propozycję startów w dłuższych biegach od klubu OCRA Poland. Musiałem zmienić przygotowania, schudłem 13 kilogramów i przy okazji zgubiłem trochę masy mięśniowej. Nie potrzebuję już jej tak dużo, lepiej, żebym szybko biegał. Najważniejsze, że w dalszym ciągu ręce są silne – opowiada „Życiu Regionów" Wojciech Sobierajski.

Najlepsi są zrzeszeni w klubach, dzięki temu mogą mieć opłacone starty, a nawet liczyć na stypendium, bo nagrody w biegach są na niezbyt wysokim poziomie. Za zwycięstwo można dostać około 1500 zł, ale zazwyczaj nagrody oscylują wokół kilkuset złotych. Dlatego do tej pory nie było nikogo w Polsce, kto mógłby się z występów w biegach z przeszkodami utrzymać. Pierwszy może być właśnie Wojciech Sobierajski.

– Jestem gotowy poświęcić się biegom w 100 proc. i zostać zawodowcem. Warunkiem jest tylko otrzymanie odpowiedniego wsparcia finansowego – mówi Wojciech Sobierajski.

Nie ma klubów, które wychowują takich biegaczy – albo sam się w tym zakochasz, albo nie. Wojciech Sobierajski trenował kiedyś boks, chodził na zajęcia gimnastyczne, potem zaczął trenować crossfit (wygrywał zawody m.in. Łódź Garage Games, No Limits Duel League). Wojciech nie jest jedynym z rodziny Sobierajskich, który startuje w biegach z przeszkodami. Oprócz niego biegają jeszcze: Maniek, Bolek oraz najmłodszy Krzysztof, który w wieku 14 lat startował na mistrzostwach świata w kategorii do... 19 lat. Wyprzedził wielu zawodników, a był najmłodszy ze wszystkich uczestników. Ważył 48 kilogramów, a musiał przenosić ciężary takie same jak starsi rywale.

Jak to się stało, że zakochali się w tej nietypowej dyscyplinie sportu? Pomógł tato, który jest stolarzem i był w stanie skonstruować dowolną przeszkodę. Co jest ciekawego w biegach z przeszkodami? Każdy może być inny. Wymyślanie przeszkód ogranicza tylko wyobraźnia organizatorów, zawsze można podpatrzeć coś na zawodach zagranicznych.

Ważne, by dostosować poziom trudności do poziomu sprawności i umiejętności uczestników. Jeśli nikt nie przebrnąłby pierwszej przeszkody, to imprezę należałoby uznać za porażkę. Skala trudności rośnie wraz z rozwojem dyscypliny oraz popularności. Wojciech Sobierajski opowiada, że gdyby cztery lata temu na biegach pojawiły się przeszkody, które dzisiaj serwują organizatorzy, to nikt nie dobiegłby do mety. Uczciwie przyznaje, że on również nie miałby na to szans.

– Jeśli chodzi o poziom zawodników, to Polacy na tle biegaczy z innych krajów są bardzo dobrzy w pokonywaniu przeszkód, bo na to kładzie się nacisk w imprezach rozgrywanych w Polsce. Na Barbarian Race zjeżdżają ludzie z całego świata, żeby zobaczyć, co ciekawego przygotowali tym razem organizatorzy. Przeszkody na mistrzostwach świata czy Europy są dużo łatwiejsze. Rywale za to biegają trochę lepiej niż Polacy – opowiada „Życiu Regionów" Wojciech Sobierajski.

W dwudniowej imprezie Runmageddon potrafi wystartować nawet dziesięć tysięcy ludzi. Pojawiają się tacy, którzy spróbowali już biegów ulicznych, ale teraz chcą się zmierzyć z nowym wyzwaniem. Nie muszą być atletami z najwyższej półki, ale jeśli ktoś chce rywalizować z najlepszymi, to powinien przygotowania potraktować bardzo poważnie, zwłaszcza że trzeba połączyć siłę z wytrzymałością i szybkością.

Wojciech Sobierajski ma sześć treningów biegowych w tygodniu w lesie, na bieżni, a nawet w wieżowcach, bo w Warszawie ani w okolicy nie ma odpowiednio wysokich wzniesień.

– Biegam w 20-piętrowym budynku przy ulicy Gwiaździstej. Mój trening to dziesięć serii w górę i w dół: biegniesz na górę, schodzisz i potem jazda z powrotem. Czemu akurat tam? Bo mam dosyć blisko, a poza tym są cztery identyczne budynki obok siebie. Jeśli mieszkańcy jednego się na nas zdenerwują, to w następnym tygodniu idziemy do następnego i dajemy im „odetchnąć". Staramy się być bardzo cicho, nie szarpiemy za poręcze, nie rozmawiamy głośno, nie słuchamy muzyki, ale bywały takie przypadki, że lokatorki zagradzały nam przejście i zabraniały biegania. Większość mieszkańców reaguje jednak bardzo pozytywnie, biją nam brawo. Razem ze mną trenują też Gosia Szaruga i Piotrek Łobodziński, czyli mistrz świata w bieganiu po schodach. We trójkę zdobyliśmy wicemistrzostwo świata w sztafecie – opowiada Wojciech Sobierajski.

Wyczynowców zajmujących się biegami z przeszkodami jest w Polsce pół setki, a zawodników ze ścisłej, krajowej czołówki można policzyć na palcach obu rąk. Problemem jest ciągle brak standaryzacji. Każdy może taki bieg zorganizować, rozegrać go według własnych reguł, a nawet nazwać mistrzostwami Polski. Zawodnicy sami wiedzą, ile tytuł jest wart, bo prestiż biegu wyznaczają uczestnicy.

Przeciera szlaki dla innych

Od przyszłego roku Sobierajski stanie się zawodowcem, ale tak naprawdę nie wiadomo, jak codzienność biegacza z przeszkodami może w Polsce wyglądać. Nikt wcześniej tak nie ułożył sobie życia, nie wiadomo nawet na dobrą sprawę, jak długo może trwać kariera. Wojciech Sobierajski ma teraz 28 lat i sam ocenia, że przy odpowiednim dbaniu o siebie na najwyższym poziomie może się utrzymać do 35. roku życia. Warunkiem niezbędnym jest jednak odnowa biologiczna, masaże, dieta na najwyższym poziomie, a nawet zupełna abstynencja.

Wojciech Sobierajski pracuje w Legia Sports Club i swoim podopiecznym bardzo poleca ten rodzaj wysiłku. – Wystawiliśmy nawet raz 25-osobową drużynę na zawodach w Modlinie. Oczywiście, nie każdy może się tym zajmować wyczynowo, bo jak do wszystkiego, trzeba mieć predyspozycje, ale zachęcam do spróbowania swoich sił. Można pobiec z przyjaciółmi, pomagać sobie przy pokonywaniu przeszkód.

Kto lubi czołgać się w błocie, biegać po kałużach, przeskakiwać przez ściany, wspinać się na linie, zanurzać w kontenerze z lodowatą wodą? Jeśli kogoś pociąga wysiłek fizyczny, sprawdzanie granic własnych możliwości i nie boi się bólu, to śmiało może spróbować startu w jednej z imprez, których jest w Polsce coraz więcej. Dyscyplina jest stosunkowo młoda, na świecie liczy sobie około 30 lat, a pierwsze zawody rozegrano w Anglii. Do naszego kraju ten sport przywędrował mniej więcej pięć lat temu i zyskał wielkie rzesze zwolenników.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk mocno stawia na turystykę
Regiony
Samorządy na celowniku hakerów
Materiał partnera
Niezależność Energetyczna Miast i Gmin 2024 - Energia Miasta Szczecin
Regiony
Nie tylko infrastruktura, ale też kultura rozwijają regiony
Regiony
Tychy: Rządy w mieście przejmuje komisarz wybrany przez Mateusza Morawieckiego