Czas na nowe rozdanie?

Wielka Brytania straciła pozycję światowego mocarstwa po I wojnie światowej. Czy obecnie stara się wrócić na szczyt z pomocą niespodziewanego sojusznika?

Publikacja: 25.10.2015 19:39

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Nowy ład wprowadzany konsekwentnie od ponad wieku przez USA sięga jeszcze czasów wojen o terytoria na Karaibach. Waszyngton i jego młoda demokracja eliminowała po kolei problemy, które mogłyby stanąć na drodze do uzyskania geopolitycznego spokoju. Jeżeli nie można było poradzić sobie z Kolumbią, tworzono Panamę, by mieć swobodny dostęp do kanału dającego biznesowe eldorado. Poradzono sobie z południowym sąsiadem w bezpardonowy sposób, by dziś notować (wbrew ksenofobicznym hasłom Donalda Trumpa) w przygranicznych, latynoskich miastach kilkukrotnie niższe statystyki zabójstw. Także wielkie Imperium Brytyjskie sprowadzono do parteru, gdy przyjęto nowe proporcje rozkładu flot wojennych.

Dziś Stany Zjednoczone realizują swój tzw. zwrot ku Azji, jednak rzeczywistość polityczna i geograficzna nie proponuje już świata podzielonego na jedynie dwa główne bloki. Rosja, wciąż silna, lawiruje jednak w poszukiwaniu nowej strategii, która być może istnieje, a być może jest tworzona na gorąco wobec nowych możliwości działania. Rosną nowe formacje w postaci rynków wschodzących, które siła rzeczy będą liczyć się na świecie pod względem populacji i i jej siły nabywczej. Są wreszcie Chiny, które nie zapominają najmniejszej urazy i konsekwentnie rosną w siłę, która podkopuje pozycję USA.

Prezydent Xi Jinping zakończył w piątek kilkudniową wizytę w Wielkiej Brytanii. Była niezwykle owocna. Pomimo słów krytyki ze strony księcia Karola, Williama oraz wypominania niedawnych jeszcze negatywnych opinii przez premiera Davida Camerona, Xi przywiózł ze sobą umowy handlowe warte ponad 40 mld dolarów. I do tego z uśmiechem na twarzy jadł z premierem rybę z frytkami popijając piwem w tradycyjnym brytyjskim pubie.

Prezydent Chin przyznał, że w młodości czytał dużo dzieł Shakespeare'a. W rodzimym internecie zawrzało, bo gdy Xi był młody, brytyjskie dzieła były na cenzurowanym. Przywódca Państwa Środka jest jednak znany od lat z miłości do lektur, czytać miał podobno nawet przy jedzeniu i często nosił pod pachą grube tomy, więc poznawał dużo więcej niż było mu wolno. Angielski dramaturg ma być łącznikiem między obiema kulturami. Kolejnym, ze strony chińskiej, ma już stać się buddyzm. Za pośrednictwem wciąż otwieranych na świecie Instytutów Konfucjusza Chiny chcą religią zaprowadzić nowy ład korzystny do robienia interesów pod hasłem "Nowego Jedwabnego Szlaku".

Sami nazywają swoją inicjatywę "One Belt, One Road". Pierwszy w kolejności pas dotyczy wymiany prowadzonej drogą lądową, druga droga ma prowadzić morzami. Także tym spornym, Południowochińskim, na którym incydent wojskowy z udziałem Chin oraz Wietnamu, Filipin oraz prawdopodobnie pociągniętych wówczas do obrony swoich sojuszników, Stanów Zjednoczonych, dosłownie wisi w powietrzu.

40 mld dolarów z Chin to niewiele więcej niż pojedynczy kontrakt z amerykańskim Boeingiem (38 mld) zawarty podczas zakończonej przed kilkunastoma dniami podróży do USA. Dla Marka Zuckerberga, szefa Facebooka, który wciąż walczy o możliwość wejścia na chiński rynek, spotkanie z Xi było jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu. Jednak w Europie padły o wiele większe zapewnienia. Cameron już bez zająknięcia i nawiązywania do krytykowana Chin za prześladowanie Dalajlamy (co zdarzało mu się jeszcze niedawno) twierdzi, że jego kraj stanie się najlepszym partnerem dla Pekinu spośród całego Zachodu.

Już od roku Wielka Brytania dokłada starań, by turyści z Chin czuli się w niej na wakacjach jak u siebie. Brytyjskie atrakcje turystyczne opisuje się poetycko brzmiącym ideogramami, bo zadowolony turysta oznacza przybycie tysięcy kolejnych. Prezydent Xi, gość ze zdecydowanie najwyższej półki, przywozi w zamian najbardziej kontrowersyjny kontrakt o nazwie Hinkley Point. To elektrownia atomowa, w której Chiny obejmą jedną trzecią udziałów. Pojawiają się głosy, czy przypadkiem bezpieczeństwo kraju pozostanie nienaruszone, bowiem Pekin to nie tylko spodziewane miliardy, ale także hakerzy, cyberataki i niejasne plany odnośnie terytorialnych zakusów na wspominanym morzu.

Być może Wielka Brytania kupuje sobie za chińskie pieniądze bilet do lepszego świata, może spodziewa się powrotu na polityczne salony w charakterze gracza mocniejszego niż jest obecnie. Być może Chiny liczą na przeformatowanie sobie Londynu tak, by mówił tylko to, co będzie zgodne z główną myślą Komunistycznej Partii. Gdy David Cameron wytykał obcesowe traktowanie Tybetu, główny chiński tabloid pisał o Wielkiej Brytanii jako o kraju starym i nadającym się jedynie na zagraniczny wyjazd albo stypendium. Takie głosy pojawiały się jeszcze przed dwoma laty.

Być może w końcu zaczytany przed laty w Shakespearze Xi Jinping spotkał pewnego razu na swojej drodze makbetowskie trzy wiedźmy. Może ostrzegły go, że nie może popełnić już raz poczynionych błędów i by osiągnąć sukces sam musi stać się lasem Birnamskim, a nie dać mu się podejść.

Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami