Premier Japonii zapracował sobie na specjalne względy nowego prezydenta. Jako pierwszy szef zagranicznego rządu osobiście przyjechał do Donalda Trumpa, gdy ten jeszcze jako prezydent-elekt kontaktował się z pozostałymi przywódcami przez telefon. Na tamtym spotkaniu 17 listopada w Trump Tower Ivanka także była obecna. Podobno zabiegała o możliwość wejścia na japoński rynek ze swoją kolekcją ubrań.
Jeszcze przed inauguracją Trump pogroził w swoim, twitterowym stylu Toyocie za plany produkcji nowych Corolli przeznaczonych na amerykański rynek w fabryce w Meksyku. Yoshihide Suga, szef gabinetu premiera Abe bronił japońskiego koncernu mówiąc, że Toyota od zawsze dokładała wszelkich starań, by być dobrym korpo-obywatelem na amerykańskiej ziemi. Japońskie dzienniki pisały o nadchodzącej bitwie Trumpa z Toyotą, a na pielęgnowanych relacjach mógł położyć się niechciany cień.
Japońska i amerykańska motoryzacja pozostają nie do końca dopasowane do wzajemnych potrzeb. W humorystyczny i bardzo dosadny sposób przedstawił to przed kilkoma dniami Rupert Wingfield-Hayes, dziennikarz BBC. Amerykańskie samochody są w skrócie mówiąc za duże wobec japońskich ulic, nieekonomiczne, nie mają dobrej obsługi klienta i do tego wymagają serii przeróbek, by spełnić wymagania tamtego rynku.
Trzeba między innymi montować kierownice po prawej stronie oraz wyłączać automatyczne zapalenie świateł drogowych po starcie silnika. Z tymi realiami doskonale radzą sobie producenci z Niemiec jak BMW czy Mercedes, a amerykańskie samochody sprzedają się w zaledwie 13 tys. egzemplarzy przez cały rok.
Temat samochodów nie stanowił jednak najmniejszych przeszkód, by Trumpowi dawał do zrozumienia jak bardzo lubi towarzystwo Abe. 19-sekundowy uścisk dłoni, po którym Japończyk odetchnął z ulgą robiąc minę rodem z komiksu, czy potakiwanie z uznaniem na oświadczenie premiera wygłaszane po japońsku bez odpowiedniej słuchawki z tłumaczeniem w uchu to tylko dwa przykłady, które zarejestrowały kamery. Trump obok Abe uśmiechał się szeroko dając do zrozumienia, że szczerze ceni swojego gościa. Rady córki z pewnością nie poszły na marne.
Obu przywódców wiadomość o połnocnokoreańskiej próbie rakietowej zastała na Florydzie w tamtejszej rezydencji Trumpa. Obaj potępili działanie Pjongjangu, jednak Trump był wyjątkowo oszczędny w słowach. W jedynym stwierdzeniu, jakie wygłosił w tej kwestii: "Chcę, by wszyscy rozumieli i zdawali sobie sprawę, że Stany Zjednoczone stoją za Japonią, swoim wielkim sojusznikiem, w stu procentach". Bez odniesień do dalszych sankcji, buńczuczności o wybijaniu Kim Dzong Unowi z głowy takiego działania, militarnej gotowości USA do reakcji na Półwyspie czy podobnych komentarzy, które nowy prezydent wielokrotnie pozostawiał na swoim ulubionym Twitterze.
Amerykanie są w ciągłym kontakcie z politykami Korei Południowej. Nowy sekretarz stanu i doradca ds. bezpieczeństwa mówią więcej niż sam Trump nie wykluczając żadnych scenariuszy działania wobec kolejnych zbrojeń Północy. Prezydent jednak nie zmienił swoich planów i sobotnie popołudnie spędził z japońskimi premierem na polu golfowym. Podczas czterogodzinnej gry dołączył do przywódców także Ernie Els, wybitny zawodnik z RPA.