Takich wniosków zarówno w sprawach karnych, jak i cywilnych jest coraz więcej. Jedne z ostatnich padły w procesie w sprawie śmierci ojca ministra Zbigniewa Ziobry. W tej sprawie są aż trzy: prokuratora, oskarżyciela posiłkowego i żony. Do czasu ich rozpoznania sędzia, o której wyłączenie strony wnoszą, ogłosiła przerwę w rozprawie. O tym, czy są słuszne, zdecyduje inny skład sędziowski. To tylko jeden z setek tysięcy procesów, w których taki wniosek padł.
Instytucja „wyłączenia sędziego" ma się więc dobrze i staje się coraz popularniejsza. Jest gwarancją zachowania prawa do bezstronnego sądu. Korzystają z niej nie tylko strony, ale też sąd oraz pojedynczy sędziowie. A przynajmniej chcą z niej korzystać. Proces powinien bowiem niewątpliwie prowadzić sędzia bezstronny. Zgodnie z konstytucją każdemu gwarantowane jest prawo do rozpatrzenia jego sprawy przez bezstronny i niezawisły sąd. Niekiedy jednak udział sędziego w postępowaniu sądowym budzi pewne zastrzeżenia. W takich sytuacjach ustawodawca przewiduje możliwość wyłączenia sędziego z prowadzenia danego postępowania.
Powody mogą być bardzo różne. Z jakich sędziowie najczęściej korzystają? Na przykład znajomość ze stroną postępowania.
– Sędzia to też człowiek – przyznają sędziowie. Co mają zrobić, kiedy mają własną sprawę cywilno-rodzinną w macierzystym sądzie? Większość ich kolegów wyłącza się wówczas od orzekania w tej sprawie.
Zdarza się, że w sali rozpraw pojawia się adwokat czy prokurator, z którym kiedyś sędzia studiował. Trudno wykluczyć taką sytuację. Na roku jest ok. 500 osób, z niektórymi mijali się w drzwiach. Ale są też takie, z którymi byli bliżej. Przyjęło się, że jeśli jest to tylko daleka znajomość sprzed lat, nie trzeba wnosić o wyłączenie.