Standardem rzetelnego procesu jest rozpatrzenie sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki. Gwarancje te wynikają zarówno z Konstytucji RP, jak i konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Jak ważna to gwarancja, dobrze obrazuje znana maksyma: „justice delayed is justice denied", czyli spóźniona sprawiedliwość przestaje być jakąkolwiek sprawiedliwością.
Najpierw badania
Nie tak dawno red. Marek Domagalski po raz kolejny alarmował, że bez zmniejszenia obciążenia w sądach nie da się usprawnić postępowania. 15 mln spraw rocznie to porażająca liczba. Niemniej przed jakimikolwiek działaniami ograniczającymi kognicję sądów konieczne są rudymentarne badania metodologiczne, analizujące charakter spraw i ośrodki ich największej kumulacji. Trzeba pamiętać, że ograniczenie kognicji sądów powszechnych nie odbywa się w próżni. Te sprawy faktycznie więc obciążą inne sądy, np. administracyjne, czy inne podmioty, od których decyzji również będzie przysługiwało odwołanie do sądu. Jak dotąd też nie udało się odciążyć sądów alternatywnymi metodami rozstrzygania sporów. Może lepiej byłoby zainwestować środki w kampanie billboardowe, które by przekonały obywateli do mediacji czy arbitrażu, od lat z powodzeniem wykorzystywanych na całym świecie?
Obciążenie polskich sądów to nie tylko problem kognicji. To przede wszystkim brak narzędzi do pomiaru obciążenia pojedynczego sędziego. Dopóki nie ma takich narzędzi, dopóty nie sposób mówić choćby o sprawiedliwym podziale spraw w skali kraju. Nawet jednak bez takich narzędzi powszechnie wiadomo, że sędziowie w dużych ośrodkach miejskich mają co najmniej 50 proc. większe referaty od kolegów z małych sądów. Już sama ta okoliczność przekłada się na zróżnicowanie czasu oczekiwania na wyznaczenie rozprawy w małych i dużych miastach. Konieczne są więc zmiany strukturalne, które pozwoliłyby wyrównać obciążenie w sądach dużych i małych, tak aby czas oczekiwania na rozpatrzenie sprawy nie był drastycznie zróżnicowany.
Zamiast kończyć stare, zaczynają nowe
Paradoksalnie, do wielkiego przeciążenia wymiaru sprawiedliwości przyczyniła się zasada niezwłocznego nadawania biegu wszystkim wpływającym do sądu sprawom. Racjonalny, jak mogłoby się zdawać, przepis regulaminu sądowego, że sprawy powinny być rozpoznawane według kolejności ich wpływu, został wypaczony zarządzeniami nadzorczymi. W wielu dużych sądach wprowadzono bowiem zarządzenia dotyczące tzw. pensum spraw na wokandzie. Pensum ustalał prezes sądu, obligując sędziów nie tylko do odbycia kilku sesji w miesiącu, ale i do wyznaczenia na tych sesjach co najmniej kilkudziesięciu spraw. W ten sposób sędziowie zamiast skupić się na kończeniu spraw, zaczęli jednocześnie nadawać bieg nowym.
Taki sposób organizacji pracy okazał się destrukcyjny zwłaszcza dla dużych sądów. Miesięczny wpływ nowych spraw przewyższał liczbę tych, które sędzia był w tym czasie w stanie zakończyć. W ten sposób w referatach systematycznie zaczęły narastać zaległości. Nadawanie zaś biegu każdej nowo wpływającej sprawie wiązało się z koniecznością uruchomienia procedury wymiany pism procesowych, ich weryfikacją formalną, fiskalną itd. Referaty sędziów co miesiąc systematycznie się powiększają, nawet do hiperreferatów 1000 spraw! Co za tym idzie, zwiększa się nakład pracy sędziego w takim referacie, co jest pochodną choćby wymiany korespondencji związanej z prowadzeniem postępowań.