Buńczuczne wypowiedzi członków rządu o „wyrwaniu miliardów z rąk mafii VAT-owskich" to czysta fantazja. Co więcej – firmowana przez Mariana Banasia reforma służb skarbowych sprzed kilku lat nie przynosi takich efektów w kasie państwa, jak można by się spodziewać. Potwierdza to analiza „Rzeczpospolitej" dokonana na podstawie oficjalnych statystyk budżetowych oraz głosy ekspertów.
Czytaj też:
Uszczelnienie VAT na papierze. Runął mit skutecznej skarbówki
Oszuści poskromieni. Ale gdzie pieniądze?
Daniny nie do ściągnięcia
„Rzeczpospolita" przeanalizowała udostępniane przez Ministerstwo Finansów dane z ostatnich lat o wpływach i zaległościach budżetowych oraz dane o kontroli skarbowej. Wynika z nich, że wpływy z VAT z roku na rok rosną, ale znacznie szybciej rosną kwoty tego podatku należne od podatników, a nieściągnięte. W 2014 r. kwota zaległości w VAT wyniosła 21 mld zł i gdyby porównać ją z kwotą ówczesnych wpływów z tego podatku – stanowiłyby 18 proc. Ale już w 2016 r. zaległości urosły do 65,2 mld zł, czyli połowę tego, co fiskus zebrał z VAT. W 2019 r. zaległości urosły do 92,8 mld zł. Innymi słowy – na każde dwa złote zainkasowanego przez państwo VAT przypada 1 zł zaległości. To gigantyczna kwota. Gdyby wyegzekwować choćby połowę z niej, to kosztujący państwo ponad 40 mld zł program socjalny 500+ można by swobodnie zamienić na 1000+.