Ponieważ dzielenie odbywa się w poszczególnych okręgach, te progi w praktyce są jeszcze wyższe, choć zależą też od lokalnych wyników.
Jak to wygląda, gdy zastosujemy najnowszy sondaż wyborczy Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS dla „Rzeczpospolitej", w którym na PiS chce głosować 38,3 proc., na PO – 24,8, na SLD – 8,5, na Kukiz'15 – 6,4 i na PSL 5,4 proc.? W okręgu dziesięciomandatowym z takim wynikiem PiS dostałby pięć mandatów (50 proc.), PO trzy, SLD i Kukiz'15 po jednym. W okręgu pięciomandatowym SLD i Kukiz'15 nie dostałyby żadnego mandatu, PO dostałoby dwa (procentowo więcej, a PiS trzy – czyli 60 proc.
Plusy i minusy
W ocenie prof. Ryszarda Piotrowskiego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Warszawskiego, taka nowela postawi kwestię jej konstytucyjności, gdyż nie gwarantuje ona dialogu politycznego i społecznego, który wymaga szerszej politycznej reprezentacji, a małe okręgi blokują dostęp mniejszych partii do Sejmu.
Po drugie partia rządząca nie powinna używać przewagi w Sejmie do kształtowania korzystnych dla niej reguł wyborczych.
Prof. Genowefa Grabowska, dziekan w Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie, nie dopatruje się w mniejszych okręgach niekonstytucyjności. Wskazuje, że wiele krajów zmierza do systemu dwupartyjnego, który jest efektywniejszy, choć mniej reprezentatywny. Poza tym niesie dla PiS ryzyko, że korzyść odniesie PO i reszta opozycji, która będzie miała bodziec do jednoczenia się.