Trudno mi się zgodzić z tym orzeczeniem, ponieważ akceptuje ono arbitralne, nacechowane automatyzmem i z tych względów wątpliwe rozwiązanie. Wówczas ustawodawca uważał, że wśród pracowników samorządowych nie powinno być miejsca dla prawomocnie skazanych i zwolnił tych, którzy pracowali, nawet jeżeli pracowali dobrze, niezależnie od tego, za co ich skazano. Teraz być może ustawodawca powie, że nie może być w samorządzie miejsca dla tych, którzy prawdopodobnie są przestępcami, ale jeszcze nie zostali wykryci. Tak to przecież będzie wyglądać, jakby ustawodawca chciał stwierdzić: mamy patologię, ale ponieważ CBA i inne służby nie dają rady, muszę ten problem sam rozwiązać, zakazując kandydowania wójtom „dwukadencyjnym" – i złym, i dobrym.
Czasem chyba musi.
W demokratycznym państwie prawnym ustawodawca powinien działać racjonalnie. A czy ograniczenie liczby kadencji jest rozwiązaniem, które w walce z sitwą można za takie uznać? Otóż nie, a to dlatego, że wójt „sitwiarz" może kandydatem mianować dowolną osobę: kuzynkę, wujka, szwagra czy przyjaciela i jeśli kontroluje gminę i wyborców, to wymóg dwukadencyjności niczego w tej gminie nie zmieni. Może być też tak, że sitwa sitwę zastąpi. Ograniczenie jest zatem nieracjonalne, ponieważ może być w istotnym zakresie nieskuteczne. Racjonalny ustawodawca powinien rozumieć, że droga do likwidacji układów prowadzi poprzez wzmacnianie porządności, rzetelności i uczciwości. A to tylko można osiągnąć, budując państwo oparte na zaufaniu, poszanowaniu dla obywateli i dla organizacji społecznych. Oczywiście będą gdzieniegdzie kliki, ale do walki z nimi państwo ma służby.
Innym argumentem przeciwników dwukadencyjności jest to, że taka regulacja ingeruje w prawa wyborcze.
Ograniczenie praw wyborczych jest dopuszczalne, ale to wymaga spełnienia wymogów z art. 31 konstytucji. Takie ograniczenia muszą być przede wszystkim konieczne w demokratycznym państwie prawa. Muszą być też spełnione inne przesłanki. Ograniczenie praw wyborczych jest możliwe, gdy wymaga tego bezpieczeństwo państwa lub porządek publiczny. Czy ta przesłanka jest spełniona? Czy fakt, że 12 z 16 prezydentów miast powyżej 200 tys. mieszkańców pełni urząd dłużej niż jedną kadencję zagraża bezpieczeństwu państwa albo porządkowi publicznemu? To powinno być udowodnione, a więc chyba nie. Dalej: ochrona środowiska. Rzeczywiście mamy smog, ale czy jeżeli wprowadzimy dwukadencyjność wójtów, to ten smog zniknie? Mam duże wątpliwości. Kolejna przesłanka zdrowia i moralności publicznej, chyba tutaj nie pasuje. Trudno by było w każdym razie wykazać, że tam, gdzie prezydent rządzi dwie kadencje jest niezdrowo i niemoralnie. Wreszcie przesłanka wolności i praw innych osób. Tu owszem, są tacy, którzy by chcieli zająć miejsce wielokadencyjnych prezydentów, ale wydaje mi się, że to nie jest oczekiwanie chronione konstytucyjnie i uzasadniające ograniczenie praw wyborczych tym prezydentom.
Limitami kadencji Trybunał Konstytucyjny zajmował się już w przeszłości…
Tak, w sprawie dotyczącej rad nadzorczych spółdzielni mieszkaniowych (sygn. akt K 64/07) TK wskazał, że przepis który ogranicza możliwość bycia członkiem rady nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej tylko przez dwie kadencje i jednocześnie nakazujący wliczać do tego limitu kadencje już zakończone jest niezgodny z art. 2 konstytucji, bo arbitralnie ingeruje w stosunki prawne powstałe w przeszłości i trwające nadal.
Oczywiście można powiedzieć, że spółdzielnie, to nie gminy, a członek rady nadzorczej, to nie wójt czy burmistrz, ale czy rzeczywiście? TK będzie miał co robić, jeżeli limitowanie kadencji zostanie zaskarżone.
rozmawiał Michał Cyrankiewicz