Polski rząd ma wykonywać orzeczenia sądów

Polski rząd ma wykonywać orzeczenia sądów.

Publikacja: 21.07.2019 07:00

Polski rząd ma wykonywać orzeczenia sądów

Foto: AdobeStock

Ostatnio prasa pisała o głośnej sprawie emerytowanego króla Belgii Alberta II, który został pozwany w procesie o ustalenie ojcostwa. Jedna z Belgijek twierdzi, że jest jej ojcem. Proces ciągnie się już pięć lat, bo postępowanie sądowe można było wszcząć dopiero po 21 lipca 2013 r., kiedy monarcha podpisał akt abdykacyjny i zrzekł się tronu na rzecz syna.

Czytaj także: Polski rząd przegrał spór o KRS

W listopadzie ubiegłego roku sąd nakazał królowi przeprowadzenie badań DNA w ciągu trzech miesięcy lub przyznanie, że jest ojcem 50-letniej kobiety. Za odmowę poddania się badaniom Albert II został ukarany grzywną w wysokości, bagatela, 5000 euro za każdy dzień! Ostatecznie dostarczył próbkę do badań DNA.

Wszyscy są równi wobec prawa

Sprawa ta pokazuje, jak bardzo zmienił się współczesny europejski świat, w którym każdy wobec prawa jest równy. Bez względu na pełnioną funkcję czy urząd, nawet królewski, wszyscy odpowiadają na tych samych zasadach przed sądem. Trójpodział władzy przejawiać się powinien nie tylko w formalnym rozdzieleniu kompetencji władzy państwowej, ale i w rzeczywistym respekcie wzajemnym przedstawicieli władz względem siebie. Trudno zaś o przejaw większego lekceważenia porządku prawnego aniżeli odmowa wykonania wyroku czy podporządkowania się nakazom sądu lub też dyskredytowanie wyroków sądowych.

Każdemu według tego, co przyznaje prawo

Przytaczam ten przykład, aby pokazać, jak istotną rolę odgrywają sądy w społeczeństwie i pod jak wielką presją niekiedy działają. To sądy są najważniejszym strażnikiem praworządności i praw wszystkich bez wyjątku obywateli. To dzięki ich istnieniu elity władzy, politycy, celebryci czy oligarchowie nie mogą sobie „kupić" sprawiedliwości. Sądy, których uosobieniem jest Temida z opaską na oczach, nie wymierzają sprawiedliwości według zasług czy pozycji, lecz według formuły „każdemu wedle tego, co stanowi prawo".

Dzięki istnieniu sądów zwykły obywatel, każdy, czyje prawo zostało naruszone, może liczyć na wsparcie państwa, jeśli okaże się w toku procesu, że ma rację, i sąd wyda wyrok na jego korzyść. Po to też są niezawiśli sędziowie i po to mają gwarancje niezawisłości, aby żaden monarcha, prezydent czy oligarcha nie mógł sobie kupować sędziów i orzeczeń. Sądy mają być dla ludzi, a wszyscy wobec prawa są równi.

Porządki w SN

Dlatego stanowczo sprzeciwiam się obrażaniu sędziów i nazywaniu ich grupą kolesiów czy przefarbowaną elitą. W takim podejściu kryje się lekceważenie instytucji publicznych i podmiotów władzy państwowej. Szczególnie szokuje, gdy słowa te padają z ust prezydenta, który dodatkowo zapowiada, że należy za wszelka cenę pozbyć się niewygodnych sędziów z SN, i który notabene sam jest autorem niezgodnych z prawem unijnym ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa (!).

Zdaje się jednak, że prezydent z niekorzystnego wyroku TSUE z 24 czerwca 2019 r. w sprawie C-619/18 i niezwykle rozbudowanego uzasadnienia co do jego kompetencji w sprawie przenoszenia sędziów SN w stan spoczynku nie wyciągnął żadnych wniosków. Wciąż jest zdania, że należy usunąć sędziów SN.

Cóż, takiej prerogatywy prezydent jeszcze nie ma, choć pewnie najłatwiej byłoby „uwolnić wymiar sprawiedliwości i oczyścić SN", posyłając sędziom jednozdaniową odprawę, jak to miało miejsce w lipcu 2018 r., że nie dają rękojmi, czy też w drodze masowej czystki w myśl zasady, że każdy sędzia SN, który ukończył 65. rok życia, orzekał na podstawie ustaw PRL. Prezydent już nieraz dał wyraz temu, jak skutecznie potrafi wyręczać wymiar sprawiedliwości, ułaskawiając, zanim sądy orzekły o winie. Usuwanie zaś sędziów ze względu na niedawanie rękojmi znamy bardzo dobrze także z PRL. Dziś również prezydent chce ferować wyroki, kto sprzeniewierzył się zasadzie niezawisłości sędziowskiej. Chce być oskarżycielem, sędzią i egzekutorem w jednej osobie. Żaden jak dotąd polityk, do tego prawnik, nie posunął się do tak dalekich ocen i samosądu. Próba usunięcia sędziów SN nie ma precedensu; jak się okazuje, była błędem prawnym i politycznym.

Prezydent nie może lekceważyć Trybunału

Prezydent już nieraz zademonstrował, że wyroki Trybunału Konstytucyjnego można ignorować. Wyrok TK z 3 grudnia 2015 r. nie został do dziś wykonany i prezydent nie przyjął ślubowania od trzech prawidłowo wybranych sędziów TK.

W ostatnim swoim komentarzu uznał także, że wyrok TK z 2014 r. w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego jest niezgodny z konstytucją. Nie ma jednak kompetencji do takiej oceny. Od orzekania o zgodności ustaw z konstytucją jest właśnie TK, a jego wyroki są ostateczne i wiążą wszystkie organy, nie wyłączając prezydenta. Niezgodność z konstytucją wynika zdaniem prezydenta z tego, że TK nie działał dla polskiego społeczeństwa i dla polskiego państwa, a wąska kasta wtedy rządząca akurat miała interes w wydaniu określonego wyroku.

To są bardzo mocne zarzuty pod adresem Trybunału. Jeśli prezydent ma jakiekolwiek podejrzenia, że TK nie był niezawisły w tej sprawie, powinien te okoliczności ujawnić. W przeciwnym razie stawianie tak poważnych zarzutów bez żadnego uzasadnienia i dowodów jest rzeczą haniebną, bo podważającą zaufanie do trzeciej władzy.

Czy należy wykonać wyroki TSUE?

Ostatnio pojawiają się też pytania, co zrobi polski rząd w reakcji na wyroki TSUE w sprawie pseudoreform Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa oraz postępowań dyscyplinarnych. Otóż w tej kwestii nie ma żadnego wyboru.

Polski rząd, podobnie zresztą jak król Belgii, musi wykonywać wyroki sądów. Władza wykonawcza nie może zawłaszczać sobie kompetencji władzy sądowniczej. Wszystkie trzy władze i ich przedstawiciele mają pozycję równorzędną. Prezydent nie może być sędzią sędziów PRL i przejmować kompetencji do ich usunięcia, bo konstytucja takich praw mu nie daje. Konstytucja zabrania usuwania sędziów właśnie w tym celu, aby w sytuacji, gdy wymiar sprawiedliwości jest dla polityków zagrożeniem, sądy zachowały bezstronność i niezależność. Inaczej politycy pod byle pretekstem mogliby usuwać sędziów i zastępować ich swoimi nowo wybranymi.

Żaden przedstawiciel władzy wykonawczej nie ma uprawnienia do odmowy wykonania wyroku TSUE. Wszyscy – i sam król – mają więc obowiązek przestrzegać ustanowionych w demokratycznym państwie prawnym reguł, a przede wszystkim prawa. Prawo nie daje ani prezydentowi, ani królowi, ani innym politykom uprawnienia do ignorowania wyroków sądów oraz trybunałów. W tej więc materii władza wykonawcza powinna świecić przykładem, bo czy się jest królem czy prezydentem, wobec prawa jest się równym i wyroki sądów, czy się to komuś podoba czy nie, wykonywać trzeba.

A wracając do słów prezydenta o interesach wąskiej kasty rządzącej, to faktycznie prezydent, mając na uwadze wyrok TUSE z 24 czerwca 2019 r. oraz kolejne spodziewane orzeczenia, powinien podjąć pilne działania, aby wspomóc parlamentarzystów w przywróceniu praworządności w sądach i Krajowej Radzie Sądownictwa. Przede wszystkim powinien jednak wykonać wyrok TK z 3 grudnia 2015 r. Wąski interes kasty rządzącej nie może przysłaniać interesu ogółu społeczeństwa, jakim są sprawne sądy. Od kilku zaś lat procesy powoływania sędziów są zdestabilizowane wskutek zamrożenia stanowisk oraz wątpliwości co do statusu nowej KRS i tym samym nowych sędziów.

O konieczności zaś prawdopodobnego wznowienia postępowań sądowych zakończonych przez ponad 500 sędziów wybranych w wątpliwej procedurze też trzeba przypominać. Tych spraw nie załatwi się z tzw. mocą wsteczną judykatów. Wątpliwości dotyczą bowiem statusu ustrojowego sędziów, a te, jak wynika z jasnego orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, rodzą określone konsekwencje przede wszystkim dla stron. Nie da się mocą ustaw przywrócić gwarancji niezawisłego sądu i rzetelnego procesu w prawomocnie zakończonych postępowaniach bez ich wznawiania.

W interesie ogółu obywateli leży uchwalenie ustaw naprawczych „na przyszłość", bo od ich szybkiego wprowadzenia zależy sprawność i niezależność sądownictwa. Jeśli więc los społeczeństwa, a nie wąskiej kasty rządzącej, leży prezydentowi na sercu, powinien niezwłocznie wyciągnąć wnioski z wyroków TSUE.

Ostatnio prasa pisała o głośnej sprawie emerytowanego króla Belgii Alberta II, który został pozwany w procesie o ustalenie ojcostwa. Jedna z Belgijek twierdzi, że jest jej ojcem. Proces ciągnie się już pięć lat, bo postępowanie sądowe można było wszcząć dopiero po 21 lipca 2013 r., kiedy monarcha podpisał akt abdykacyjny i zrzekł się tronu na rzecz syna.

Czytaj także: Polski rząd przegrał spór o KRS

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Praca, Emerytury i renty
Płaca minimalna jeszcze wyższa. Minister pracy zapowiada rewolucję
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Sądy i trybunały
Trybunał Konstytucyjny na drodze do naprawy. Pakiet Bodnara oceniają prawnicy
Mundurowi
Kwalifikacja wojskowa 2024. Kobiety i 60-latkowie staną przed komisjami