Koronawirus: czy władza musi przestrzegać prawa w czasie pandemii?

Powstaje ogólne pytanie: czy władza państwowa musi przestrzegać prawa w czasie pandemii/epidemii obejmującej swoim zasięgiem znaczne obszary? Czy też ważniejszy jest wzgląd na dobro obywateli, a formalizmy prawa trzeba odłożyć na bok w takim momencie? Chodzi tu o bardzo ścisłe przestrzeganie procedur czy formalizmów.

Aktualizacja: 05.04.2020 16:35 Publikacja: 05.04.2020 16:23

Jarosław Kaczyński, Andrzej Duda

Jarosław Kaczyński, Andrzej Duda

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Pandemia byłaby bowiem w takim ujęciu tzw. momentem dziejowym, kiedy to władza otrzymuje dodatkową, pozaprawną kompetencję do zmiany realiów życia społecznego. Władza taka byłaby popierana przez przygniatającą większość obywateli. Przekładem momentu dziejowego w Polsce jest zmiana ustroju w 1989 r.

Czy jakaś pandemia może być takim momentem dziejowym, tj. historyczną chwilą zmieniającą radykalnie losy kraju? Może być, jeśli widzimy, że będzie trwała długo, zabija dziesiątki czy setki tysięcy ludzi i zmienia funkcjonowanie państwa, społeczeństwa i gospodarki. Może być, jeśli zmieni stosunki międzynarodowe i turystyczne czy konsumenckie zachowania ludzi na całym świecie.

Czytaj także: Koronawirus: na czym ma polegać głosowanie korepondencyjne

Wówczas to art. 1 konstytucji stanowiący, że Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, staje się główną podstawą działania władz. Władze muszą zrobić wszystko, co możliwe, by naród przetrwał i by jego zdrowie i życie nie było zagrożone przez pandemię. O jakie jednak czynności czy działania może chodzić?... Może to dotyczyć działań, które mają ścisły związek z ratowaniem ludzkiego życia i zdrowia, np. poprzez ewakuację czy budowanie nowych szpitali bez wymaganych pozwoleń, zakupy niezbędnych środków medycznych wbrew ustawie budżetowej, podejmowanie decyzji przez Internet bez regulacji na temat tej formy, etc. A zadaniem rządzących jest w takiej sytuacji tylko ratowanie narodu, a nie grzęźnięcie w formalizmie. Władze muszą działać. Co z tego, że nie uregulowano np. kwestii posiedzeń rządu online?... Władze muszą działać i tyle. Takie działania bowiem pomijają kwestie formalne, które wiązałyby zbytnio albo blokowały całkowicie rządzących. Władza, zwłaszcza wykonawcza, musi mieć pole manewru.

Wydaje się, że w momencie dziejowym, który wynikać może z pandemii, można założyć, że dobro wspólne przeważa absolutnie nad formalizmem prawa. Wtedy i tylko wtedy można by założyć, że dobro wspólne jako najwyższe prawo samo w sobie przeważa nad procedurami czy formalizmami. I wyłącza ich zastosowanie. Byłaby to nadzwyczajna reguła kolizyjna rozwiązująca sprzeczność norm prawnych. Ale i nawet wówczas należy podążać za aksjologią i wartościami konstytucji tak, by nie wypaczyć sytuacji i nie pogrążyć się w tyranii.

Dla skrajnych liberałów prawo pisane to świętość, konstytucja jest jak święta, świecka księga, a formalizmy i procedury chronią ludzkie wolności. Dla skrajnych konserwatystów, formalizmy nie mają znaczenia, celem ludzkim jest zbawienie, a samo życie nie jest najwyższą wartością. Ci konserwatyści wyśmiewają obecnie liberałów, że liberałowie tak bardzo teraz pragną stanu wyjątkowego w państwie. Dla mnie obie postawy są błędne. Prawo jest także bowiem wartością homeostatyczną, stabilizującą - konserwatywną w tym sensie. Dobrze jest wiedzieć, na czym stoi się i żyć bez rewolucji. Prawo to stabilizacja, status quo. Z drugiej strony, prawo tylko wyraża nasze wartości społeczne i moralną, głęboką aksjologię zawartą w kodzie moralnym naszego społeczeństwa, które jest rozpostarte miedzy przeszłością i tradycją a przyszłością i nowoczesnością. Prawo to aksjologia, wartości. A zatem prawo jest i za stabilizacją, i za wartościami. Prawo w tym sensie jest konserwatywne, ale przecież chroni także nasze wolności.

W ostatnim czasie jest jednak głośno w Polsce o zmianach w prawie wyborczym, o wprowadzeniu stanu epidemii i o nowej ustawie pomagającej przedsiębiorcom, tzw. tarczy antykryzysowej.

Pierwsza kwestia, którą trzeba omówić, to zmiany w prawie wyborczym. Jak wiadomo, partia rządząca uchwaliła w nocy z 27 na 28 marca 2020 r. zmiany w kodeksie wyborczym. Uczyniono to poprzez poprawkę nr 177 do projektu ustawy tzw. tarczy antykryzysowej. Zmiana w prawie wyborczym nastąpiła jednak wbrew Regulaminowi Sejmu. Takiej zmiany nie można robić w takim trybie. Trzeba odczekać co najmniej 14 dni od doręczenia druku zmian kodeksu do pierwszego czytania (zob. art. 89 ust. 2 Regulaminu Sejmu). W naszym przypadku głosowano w nocy, a tzw. wrzutka pojawiła się tuż przed głosowaniem. Zmianę wprowadzono jako poprawkę w drugim czytaniu wbrew konstytucyjnej zasadzie trzech czytań (art. 119 ust. 1 konstytucji). Ponadto, zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego (zob. K31/06, KP 3/09, K9/11), nie powinno się robić „istotnych" zmian w prawie wyborczym w okresie 6 miesięcy przed wyborami. A zmiana jest istotna. To są wszystko kwestie proceduralne, formalistyczne, ale chroniące pewną wartość, tj. stabilność i przewidywalność systemu wyborczego oraz jasne reguły gry w trakcie wyborów.

Z kolei patrząc na zmianę pod kątem merytorycznym, to już samo głosowanie korespondencyjne/listowne w wyborach jest dobrą metodą. I to nie tylko dla osób po 60. czy osób w izolacji albo kwarantannie. A takie zmiany względem tych konkretnych grup wprowadzono poprawką nr 177. W niektórych krajach znaczny procent głosujących, nawet do jednej trzeciej, głosuje korespondencyjnie. Wysyła się list z kartą wyborczą parę dni przed głosowaniem. Co więcej, w niektórych krajach jak w Finlandii można głosować już tydzień przed wyborami, np. w specjalnych punktach w centrach handlowych. Takie metody przyczyniają się do zwiększenia frekwencji. Akurat ta ostatnia metoda odpada w pandemii.

Innym problemem przy poprawce nr 177 jest to, że poprawka zniosła obwody zagraniczne w wyborach, co narusza zasady prawa wyborczego, w tym zasady powszechności i równości.

Tylko co ta poprawka do kodeksu wyborczego robiła w ustawie dotyczącej pomocy dla przedsiębiorców w czasie pandemii, tego nie wiemy. Takie działania Sejmu naruszają zasadę dobrej legislacji. Takich kwestii uczy się na pierwszym roku prawa. To jest psucie techniki legislacyjnej i zasad prawa.

Druga kwestia, która ostatnio budzi kontrowersje, to fakt, że partia rządząca nie wprowadziła jeszcze stanu wyjątkowego, którego wprowadzenia żąda opozycja. W związku z epidemią ogłoszono w Polsce najpierw stan zagrożenia epidemicznego 13 marca 2020 r., a następnie stan epidemii 20 marca 2020 r. Oba stany wprowadzono rozporządzeniami ministra zdrowia na podstawie art. 46 ust. 2 i 4 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi.

Zgodnie z art. 228 ust. 1 konstytucji, „w sytuacjach szczególnych zagrożeń, jeżeli zwykłe środki konstytucyjne są niewystarczające, może zostać wprowadzony odpowiedni stan nadzwyczajny: stan wojenny, stan wyjątkowy lub stan klęski żywiołowej". Konstytucja zna tylko te trzy stany nadzwyczajne, w których państwo i obywatele funkcjonują na szczególnych zasadach. W takich stanach mocno ogranicza się wolności i prawa obywateli i ludzi, a daje się władzy dużo nowych uprawnień. Cel takiego stanu jest jednak nadrzędny, tj. przywrócenie normalnego funkcjonowania obywateli i organów w państwie. Np. zakończenie wojny, usunięcie stanu zagrożenia bezpieczeństwa dla obywateli, usunięcie skutków awarii czy katastrofy naturalnej. Mimo to są takie wolności i prawa, których nie można ograniczyć nawet w takich stanach, np. jest to godność czy ochrona życia. To wynika z art. 233 konstytucji.

Według art. 230 konstytucji, „w razie zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego, Prezydent Rzeczypospolitej na wniosek Rady Ministrów może wprowadzić, na czas oznaczony, nie dłuższy niż 90 dni, stan wyjątkowy na części albo na całym terytorium państwa", a „przedłużenie stanu wyjątkowego może nastąpić tylko raz, za zgodą Sejmu i na czas nie dłuższy niż 60 dni". Ustawa z dnia 21 czerwca 2002 r. o stanie wyjątkowym reguluje kwestie dotyczące tej szczególnej sytuacji. Jako przykład porównawczy podam, że w związku z koronawirusem Finlandia wprowadziła stan wyjątkowy dekretem z 16 marca 2020 r. i został zatwierdzony przez parlament po debacie dzień później.

Trzeba dodać, że jest też ustawa z dnia 18 kwietnia 2002 r. o stanie klęski żywiołowej, która na razie jest martwym prawem. Swoją drogą, art. 3 pkt 2 tej ustawy stanowi o "masowym występowaniu szkodników, chorób roślin lub zwierząt albo chorób zakaźnych ludzi albo też działaniu innego żywiołu" jako przesłance wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Zasady działania organów władzy publicznej są określone w takich regulacjach. Dla porównania, stan klęski żywiołowej można wprowadzić tylko na 30 dni, zgodnie z art. 232 konstytucji.

Wprowadzenie stanu wyjątkowego czy stanu klęski żywiołowej w Polsce oznaczałaby konieczność przełożenia wyborów prezydenckich na jesień albo zimę. Zgodnie z 228 ust. 7 konstytucji, w czasie stanu nadzwyczajnego oraz w ciągu 90 dni po jego zakończeniu nie mogą być przeprowadzone wybory na Prezydenta RP.

Wydaje się, że są jednak merytoryczne podstawy, by wprowadzić stan wyjątkowy albo stan klęski żywiołowej w Polsce. Powód jest prosty. Po prostu bezpieczeństwo obywateli jest zagrożone wirusem. Kiedy bowiem taki stan należy wprowadzić, jeśli nie wtedy, gdy nakazuje się ludziom siedzieć w domach i nie wychodzić na ulicę i kiedy jest pusto na ulicach? Jeśli nie wtedy, kiedy zamyka się granice państwa, lotniska, szkoły, uczelnie, urzędy, restauracje, bary, sklepy, etc. i kiedy nakazuje się unikać kontaktu z innymi? Wolności obywatelskie są wszak ograniczone teraz. Zatem argument partii rządzącej, że ona nie chce stanu wyjątkowego, bo nie chce ograniczać wolności, jest po prostu hipokryzją. Wolności są ograniczone maksymalnie obecnie.

Trzeba zgodzić się z poglądem, że stan nadzwyczajny w Polsce jest faktem. Nie został wprowadzony na podstawie konstytucji i ustawy o stanie wyjątkowym, ale de facto jest wprowadzony, tylko że na podstawie innej ustawy, tj. ustawy zakaźnej z 2008 r. Co ważne, w obecnym stanie prawnym poważnie są ograniczone prawa i wolności obywatelskie, w tym np. wolność poruszania i przemieszczania się. Tymczasem taką wolność można tylko ograniczać w stanie nadzwyczajnym, tj. w stanie wyjątkowym czy w stanie klęski żywiołowej albo w stanie wojennym. Tak stanowi konstytucja w art. 233. Czy powoływanie się na ten artykuł to jakiś faryzeizm czy talmudyzm, czy też po prostu uznawanie zasad, które dotyczą władzy państwa nad moją wolnością, moją osobą? Jest zatem faktem, że na podstawie ustawy zakaźnej z 2008 r. de facto mamy wprowadzony w Polsce stan wyjątkowy. Jest to faktyczny stan wyjątkowy wprowadzony na podstawie rozporządzenia... ministra zdrowia.

A przecież rozporządzenie ministra zdrowia to nie jest żadna kompleksowa regulacja, skoro np. szkoły i uczelnie pozamykano innymi rozporządzeniami innych ministrów. W PRL też stanu wojennego nie wprowadził obradujący na sesji Sejm, ale dekretem uczyniła to Rada Państwa. Ta zła tradycja prawna jest kontynuowana. Jest również jasne, że obecnie formalnie mamy stan epidemii, ale de facto jest to coś więcej, gdyż aktualne ograniczenia wolności są charakterystyczne dla stanów nadzwyczajnych, jak stan wojenny, stan wyjątkowy czy stan klęski żywiołowej. Będzie mieć to swoje reperkusje w sądach za kilka miesięcy. Jeśli kogoś można bowiem dziś ukarać mandatem w wysokości 5 tys. zł za przebywanie poza domem (dość arbitralnie przy tym interpretując daną sytuację), to trzeba wiedzieć, że obywatele mogą to kwestionować w sądach, gdyż formalnie nie ma w Polsce wprowadzonego stanu nadzwyczajnego.

Trzeba również dodać, że ustawę z 2008 r. uchwaliła poprzednia władza. Dała sobie olbrzymie możliwości, choć z nich nie skorzystała. Następcy natomiast wykorzystali te możliwości i trudno mieć o to pretensje, że wybrali ustawę i stan, które nie zmuszają ich do przełożenia terminu wyborów prezydenckich. To kalkulacja partyjna, wyborcza. Pewnie, to ich grzech, ale... Jest to wina polskiego prawodawcy, że obok stanu wojennego, stanu wyjątkowego i stanu klęski żywiołowej, regulowanych przez konstytucję i ustawy, wprowadzono też stan zagrożenia epidemicznego i stan epidemii, które są regulowane tylko ustawą. Jest to oznaka chaosu i bałaganu oraz nadregulacji w polskim prawie. Partia rządząca to wykorzystała. A co z tego, że gdzie indziej jest podobnie?... Albo że we Francji trwał miesiącami stan wyjątkowy? Może potrzebowano go ze względu na terroryzm.

Prawda jest taka, że w 2008 r. prawnicy siedzieli cicho, gdy wprowadzono ustawę pozwalającą na wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego i stanu epidemii. Pewnie nikogo to nie dziwiło, bowiem takie stany mogą się zdarzać. Pewnie nikogo nie dziwiła też kolejna ustawa, nawet ustawa o pozakonstytucyjnym stanie nadzwyczajnym-epidemicznym, gdyż w Polsce tzw. biegunka legislacyjna jest normą. Tylko pewnie nikt się nie zastanawiał, jaka jest relacja tych stanów epidemicznych do stanów nadzwyczajnych już uregulowanych konstytucją i ustawami. Pogłębiono chaos w prawie pod pozorem dbałości o dobro obywatela. Zawiniło PO 12 lat temu, ale błąd wykorzystał PiS dziś. Bezwzględnie.

Trzecia kwestia to tzw. tarcza antykryzysowa. Ma ona pomóc przedsiębiorcom pokryć straty w czasie pandemii. Idea jest pewnie słuszna, choć diabeł tkwi w szczegółach i w tym, czy ustawa realnie pomoże małym firmom. Ustawa, która zawiera tę tzw. tarczę, jest jednak czymś nadzwyczajnym w polskim porządku prawnym. W zasadzie nie byłoby potrzeby, by wprowadzać ją. W Polsce bowiem od 2002 r. obowiązuje ustawa, która dotyczy odszkodowań za straty związane z wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Jest to ustawa z dnia 22 listopada 2002 r. o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela. Nie można teraz z niej skorzystać, gdyż formalnie nie wprowadzono stanu nadzwyczajnego, a tylko stan epidemii. Błędne koło. A ta ustawa z 2002 r. byłaby bardzo korzystna dla każdego, kto ponosi straty w stanie obecnej epidemii i jest w stanie je udokumentować, występując z wnioskiem do wojewody.

Ta cała tarcza mogłaby stanowić tylko uzupełnienie ustawy z 2002 r., regulując np. kwestie składek ZUS i dopłaty do pensji. A tak w ogóle, to wzorem innych państw, należałoby zawiesić pobór podatków i składek na czas pandemii. Potrzebujemy przywództwa, a nie ustawy z 500 przepisami czy propagandy sukcesu albo naginania procedur, gdy nie trzeba tego robić. Nie ma wojny, a nawet gdyby była, to trzeba powiedzieć ludziom, że jest.

Jest oczywiste, że w sytuacji zagrożenia ludzie w większości jednoczą się wokół rządu w imię wspólnego celu, jakim jest przetrwanie każdego obywatela z osobna i całej wspólnoty politycznej. Nie oznacza to jednak, że nie można krytykować partii rządzącej - za obchodzenie prawa.

Po pierwsze zatem, jest prawdą, że parta rządząca złamała reguły proceduralne i zasady konstytucyjne oraz dotychczasowe orzecznictwo TK, wprowadzając nowe zasady dotyczące głosowania w wyborach. Po drugie, jest jasne, że stan wyjątkowy może i powinien być teraz wprowadzony w zgodzie z konstytucją i ustawą o stanie wyjątkowym. Po trzecie, ustawa tzw. tarcza antykryzysowa nie będzie tak potrzebna, gdy wprowadzi się stan wyjątkowy czy stan klęski żywiołowej, gdyż wówczas będzie można powołać się na korzystniejszą ustawę z 2002 r., dotyczącą odszkodowań za straty w związku z wprowadzonym stanem nadzwyczajnym.

Patrząc z centrum i pomijając skrajności oraz zachowując głęboki i mocny związek z obiektywnym stanem rzeczy, tj. z prawdą, dodam in fine, że moment dziejowy wciąż nie wybił (nawet sam stan wyjątkowy nie byłby nim z automatu), organy władzy mogą działać (nawet online), a prawa trzeba przestrzegać. Dotyczy to władzy. A ta ma tu swoje na sumieniu, jak wykazano na przykładzie prawa wyborczego czy prawa stanów nadzwyczajnych. Biorąc jednak pod uwagę wcześniejszą sytuację związaną z polskim sądownictwem oraz szeregiem kontrowersyjnych zmian tamże, nie ma złudzeń, że partia rządząca rozumie kwestię momentu dziejowego. Po prostu nadzwyczajne prawa nadała sobie już na początku swoich rządów. A obecne deliberacje, demagogie i zmiany to tylko podsumowanie tego typu populistycznej kultury prawnej i politycznej. Przecież partia rządząca sama bawi się w formalizmy, aby usankcjonować fakt łamania prawa. Wprowadza regulacje prawne, choć nie tak co do formy, jak powinna. Mimo to jakąś formę utrzymuje, by pokazać: patrzcie, jesteśmy legalistami. A to wszak pozory prawa.

Problemem jest także błędne założenie/nieprawdziwa przesłanka, że momentem dziejowym w Polsce były wybory w 2015 r. i w 2019 r., a otrzymana legitymizacja i cele polityczne uświęcają wszelkie środki, w tym środki prawne. Otóż, te wybory nie były takim momentem i nie stanowią uzasadnienia dla nieprzestrzegania prawa. Momentem dziejowym nie jest też w Polsce pandemia koronawirusa i ona też nie uzasadnia nieprzestrzegania prawa.

Pandemia byłaby bowiem w takim ujęciu tzw. momentem dziejowym, kiedy to władza otrzymuje dodatkową, pozaprawną kompetencję do zmiany realiów życia społecznego. Władza taka byłaby popierana przez przygniatającą większość obywateli. Przekładem momentu dziejowego w Polsce jest zmiana ustroju w 1989 r.

Czy jakaś pandemia może być takim momentem dziejowym, tj. historyczną chwilą zmieniającą radykalnie losy kraju? Może być, jeśli widzimy, że będzie trwała długo, zabija dziesiątki czy setki tysięcy ludzi i zmienia funkcjonowanie państwa, społeczeństwa i gospodarki. Może być, jeśli zmieni stosunki międzynarodowe i turystyczne czy konsumenckie zachowania ludzi na całym świecie.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Edukacja i wychowanie
Afera w Collegium Humanum. Wykładowca: w Polsce nie ma drugiej takiej „drukarni”
Edukacja i wychowanie
Rozporządzenie o likwidacji zadań domowych niezgodne z Konstytucją?
Praca, Emerytury i renty
Są nowe tablice GUS o długości trwania życia. Emerytury będą niższe