W wyniku niedzielnych wyborów prezydentem Austrii może zostać Norbert Hofer, kandydat Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ). Skrajnie prawicowa i populistyczna partia jest spadkobiercą Związku Niezależnych (Verbund der Unabhängigen) – organizacji austriackich nazistów.
Od lipca tego roku Austria nie ma prezydenta. Wtedy skończyła się kadencja Heinza Fischera. Wcześniejsze wybory nie doprowadziły do wyłonienia jego następcy. Norbert Hofer przegrał w drugiej rundzie z wywodzącym się z ugrupowania Zielonych Alexandrem van der Bellenem zaledwie 30,8 tys. głosów, deklasując jednak w pierwszej rundzie wyborczej kandydatów socjaldemokratów z SPÖ oraz konserwatystów z ÖVP, dwu ugrupowań, które rozdawały karty w austriackiej polityce od dziesięcioleci.
Kolejnym było unieważnienie przez Trybunał Konstytucyjny drugiej rundy głosowania. Okazało się, że w wielu komisjach wyborczych liczono głosy niezgodnie z procedurą. Przy tym Trybunał nie dopatrzył się jakichkolwiek oszustw wyborczych.
Powtórka była nieunikniona. Miała się odbyć 2 października. Okazało się jednak, że koperty do głosowania drogą pocztową rozklejały się. Konieczne okazało się przesunięcie terminu wyborów na 4 grudnia. A więc już po elekcji prezydenta w USA.
„Tak mi dopomóż Bóg"
– Ten fakt może mieć znaczący wpływ na wynik wyborów. Wielu wyborców jest przekonanych, że jeżeli tego rodzaju zmiana była możliwa w Ameryce, to dlaczego nie u nas – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Hannes Swoboda, były szef socjalistów w Parlamencie Europejskim.