Korespondencja z Brukseli
Narasta polityczna wola ukarania Polski za łamanie praworządności – nasz kraj może być surowo potraktowany przy podziale unijnych funduszy strukturalnych w budżecie po 2020 r. Jeśli do tego dojdzie, stracimy miliardy euro.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie „Rzeczpospolita" z wysoko postawionych źródeł dyplomatycznych, przygotowywany jest plan, w jaki sposób ominąć w tej sprawie wymóg jednomyślności. Byłby on realizowany w latach 2018–2019, gdy będą się odbywały negocjacje dotyczące szczegółowych zasad wydawania unijnych pieniędzy. – W rozporządzenia dotyczące funduszy strukturalnych trzeba będzie wpisać warunek przestrzegania praworządności przez państwo beneficjenta – mówi nam dyplomata jednego z państw UE.
Kto miałby stwierdzić, że państwo jest niepraworządne? Do tej pory jedyną podstawą jest artykuł 7 unijnego traktatu, który do zastosowania sankcji wymaga jednomyślności, co świetnie chroni np. polski rząd przed unijnymi karami. Nasz rozmówca sugeruje, że w nowym rozporządzeniu może się znaleźć zapis, iż o braku praworządności decydowałaby Rada UE w głosowaniu większościowym na podstawie chociażby... raportu Komisji Weneckiej. Taka decyzja wymagałaby poparcia kwalifikowanej większości. To znaczy, że nawet gdyby wszystkie kraje Europy Środkowo-Wschodniej były przeciw, Polska zostałaby ukarana.
Nasz rząd uważa taki scenariusz za nierealny. – Taki osąd (dotyczący praworządności –red.) nie może być oddany w ręce biurokratów, ekspertów czy polityków. Tej kompetencji nie przekazano nawet Trybunałowi Sprawiedliwości UE. Jedynym prawnie dopuszczalnym mechanizmem jest orzeczenie sankcyjne przez jednomyślną decyzję Rady Europejskiej. Inne rozwiązania będą sprzeczne z traktatem – mówi „Rz" Konrad Szymański, sekretarz stanu ds. europejskich.