Podwójne upokorzenie Beaty Szydło w Parlamencie Europejskim jest faktem. A wcale nie musiało do niego dojść. Wystarczyło, gdyby dyplomatycznie PiS przygotował się lepiej do negocjacji. Wystawienie po raz drugi byłej premier na szefową Komisji Zatrudnienia PE ocierało się o sadyzm.
Jedna porażka była wystarczająco dotkliwa dla polityk, która w Polsce zdobyła rekordowy, ponadpółmilionowy wynik wyborczy. Poparcia społecznego mogą zazdrościć Beacie Szydło nie tylko Jarosław Kaczyński, borykający się niezmiennie z brakiem zaufania społecznego, ale również Mateusz Morawiecki, Zbigniew Ziobro, Joachim Brudziński, Jarosław Gowin. Tajemnicą poliszynela jest, że nikt z nich nie darzy Szydło sympatią i liczy nie tylko na przejęcie schedy po Jarosławie Kaczyńskim w PiS, ale również na prawicy. Żaden polityk wieczny nie jest, już dzisiaj więc niektórzy w PiS myślą o tym, jaki będzie świat po odejściu prezesa na emeryturę. Ale to Beata Szydło wciąż cieszy się największą sympatią wśród zwolenników PiS, co pokazały też ostatnie wybory.
Czytaj także: "Symbol niemocy PiS w Europie". Komentarze po porażce Szydło
A przecież o „naszej Beatce" miano stopniowo zapominać, jej popularność miała topnieć, niczym innego byłego premiera PiS Kazimierza Marcinkiewicza. Do niczego takiego jednak nie doszło. Szydło, nawet „zesłana" do Brukseli, jest mocna. Pewnie gdyby dzisiaj miało to zależeć od wyborców PiS, Beata Szydło powinna przejąć schedę po Jarosławie Kaczyńskim. I to nie jest dobra wiadomość ani dla Morawieckiego, Brudzińskiego czy Ziobro, ani też dla samego Kaczyńskiego. Dlatego też PiS zapewne postanowił wystawić na strzał byłą premier. Jednak ta okazała się być wyjątkowo odporna na ciosy. Po ogłoszeniu kolejnej personalnej porażki powiedziała w PE: „Jestem być może jedną z niewielu osób na tej sali, dla których wartości europejskie są bardzo ważne". Ci, którzy znają utylitarny stosunek premier Szydło do Unii oraz niechęć do flag Wspólnoty, mogą się łapać za głowę. Niemałą konsternację mogły wywołać te słowa w PE, ale już nie u wyborców PiS.
Tym bardziej że Beacie Szydło tym razem w sukurs musieli przyjść rządzący. Prezydencki minister Paweł Mucha oświadczył, że przyczyny porażki Szydło były „pozamerytoryczne". Jarosław Kaczyński powiedział, że sama Angela Merkel dzwoniła z przeprosinami do premiera Morawieckiego po utrąceniu kandydatury Szydło i dodał, że nie została ona wybrana przez swój katolicyzm i patriotyzm. I taka narracja rozlała się w mediach z ust polityków „dobrej zmiany".