Widać to było na unijnym szczycie poświęconym przyszłemu budżetowi. Z jednej strony pojednawcze gesty pod adresem Polski: spotkanie Timmermans – Morawiecki czy zaproszenie polskiego premiera na kolację w wąskim gronie przywódców UE. Ale to nie powoduje zmniejszenia presji Komisji, i części państw członkowskich, na Warszawę. Jak dowiadujemy się nieoficjalnie, Timmermans interweniował u Bułgarów, gdy na początku prezydencji w styczniu sugerowali, że nie ma się co spieszyć z rozpatrywaniem wniosku Komisji o uruchomienie artykułu 7.1. Także polscy dyplomaci próbowali przekonywać, że dyskusja jest przedwczesna i trzeba poczekać do 20 marca, czyli terminu wyznaczonego przez samą KE na naprawienie uchybień w ustawach sądowniczych i wycofanie przez nią wniosku. Bezskutecznie, bo sprawa stanie formalnie na spotkaniu ministrów UE 27 lutego. I choć na tym etapie nie będzie ani wysłuchania Polski, ani formalnych wniosków, bo rzeczywiście trzeba poczekać do 20 marca, to jednak sprawa ta pokazuje, że Komisja boi się, żeby retoryka Polski nie była tylko grą na czas.

Drugim torem idzie kwestia warunkowości przyszłego unijnego budżetu po 2020 roku, czyli uzależnienia transferów od praworządności. Według powszechnego przekonania Jarosław Kaczyński wymienił rząd, żeby poprawić relacje z Brukselą. Morawiecki rozpoczął zatem ofensywę wdzięku. Do Brukseli może nawet przyjedzie, po raz pierwszy w tej roli, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. To wszystko jest robione w nadziei, że upadnie pomysł warunkowości politycznej.

Ale znów ani Bruksela, ani stolice innych państw UE nie chcą dać się zwieść słownym obietnicom i na wszelki wypadek KE przygotowuje mechanizm powiązania pieniędzy z istnieniem niezależnego i skutecznego wymiaru sprawiedliwości. Podkreślając, że to przecież nie sankcje, tylko pozytywne zachęty dla tych, którzy chcą więcej pieniędzy. Coraz częściej przywódcy, w tym Angela Merkel, wspominają też o powiązaniu unijnych transferów z polityką migracyjną. I powtarzają bez przerwy, że solidarność to nie jest droga jednokierunkowa. I znów: to nie sankcja za odmowę przyjęcia uchodźców, choć prawa oczywiście trzeba przestrzegać.

Ale modyfikacja kryteriów przyznawania unijnych funduszy, tak żeby regiony zmagające się z potrzebą integracji migrantów dostały na to pieniądze z unijnego budżetu. Będzie więc gra pozorów na oficjalnym froncie sporu o praworządność, gdzie z jednej strony rząd będzie udawał, że coś zmienia, a Komisja będzie udawała, że to docenia. Ale pieniędzy dla Polski i tak będzie mniej.