Może się więc okazać, że kiedy do Polski przyjadą uchodźcy, trzeba będzie zamknąć ich w obozach, ryzykując w przyszłości wzrost napięć społecznych, zamiast od początku pracować nad tym, by mogli oni wejść na rynek pracy. Wzorem migrantów np. w Wielkiej Brytanii pracowaliby wówczas na nasz wzrost gospodarczy.
– Zamknięcie dużej grupy cudzoziemców w jednym miejscu może mieć fatalne skutki. To rodzi różne grupy, kasty, pojawia się poczucie wrogości i wyobcowania. Może prowadzić do niepotrzebnych konfliktów – mówi Mirosław Bieniecki z Instytutu Studiów Migracyjnych.
Ludzie, którzy pracują z imigrantami, dbają przede wszystkim o to, by nauczyć ich języka polskiego. To nie tylko pozwala przybyszom załatwiać bieżące sprawy życia codziennego, ale przede wszystkim staje się przepustką do pracy.
– Ważnym działaniem podejmowanym przez te organizacje jest tzw. oprowadzenie po domu, czyli pokazanie, w jaki sposób funkcjonuje się w Polsce. Gdzie załatwić sprawy urzędowe, jak szukać pracy, gdzie zgłosić się po pomoc – dodaje Bieniecki.
Winę za opóźnienie rozstrzygnięcia konkursów MSW zrzuca na Komisję Europejską. Rzeczniczka resortu Małgorzata Woźniak mówi, że wszystko trwa tak długo, bo konkursy ogłoszono dopiero w kwietniu. – Wcześniej nie można było tego zrobić, bo trwały prace na szczeblu europejskim nad podstawą prawną dotyczącą Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (FAMI), z którego pochodzą środki – wyjaśnia.
W ramach FAMI na lata 2014–2020 przyznano Polsce łącznie 63,4 mln euro. – Z tych pieniędzy realizowany jest unijny programu przesiedleń i relokacja osób korzystających z ochrony międzynarodowej z jednego państwa członkowskiego do innego – tłumaczy Małgorzata Woźniak.