To było złudzenie. W niedzielę wieczorem, podczas jedynej debaty telewizyjnej między dwójką kandydatów na kanclerza, okazała się zdecydowanie najważniejsza. Połowę czasu Angela Merkel i Martin Schulz poświęcili uchodźcom, integracji i islamowi. Nie był to spór, bo poglądy liderzy chadeckiej CDU i socjaldemokratycznej SPD mają z grubsza podobne. Tym bardziej należy uznać, że wbrew pozorom nie ma nic istotniejszego dla Niemiec niż sprawa imigracji, a skoro dla Niemiec, to i dla całej Unii Europejskiej. Co nie wróży nic dobrego. Konflikt o podejście do przybyszów z innych regionów świata będzie kształtował przyszłość wspólnoty europejskiej. Część niemieckich polityków, takich jak Schulz, zamierza uzależnić fundusze unijne od przyjmowania imigrantów. Gdyby poważnie traktować wypowiedzi z kampanii wyborczej, to byłby to główny warunek dzielenia brukselskiej kasy. Berlin chciałby również wprowadzić stały mechanizm podziału uchodźców. Na stałe zmusić pozostałe państwa członkowskie UE do przyjmowania ich określonej liczby. Wszystko pod hasłem europejskiej solidarności.

Na szczęście nie ma na to, przynajmniej na razie, zgody nawet w starej Unii. Prezydent Emmanuel Macron, podróżując po naszej części Europy, obiecał przywódcom, że do tego nie dopuści – w zamian za ich wsparcie dla ograniczeń dotyczących pracowników delegowanych. Politycy nie mogą abstrahować od nastrojów społecznych. W wielu krajach unijnych – w tym w Belgii, we Francji, w Niemczech, Austrii, Polsce – większość mieszkańców nie chce już jakichkolwiek imigrantów arabskiego pochodzenia, a imigrują przecież głównie wyznawcy islamu. Wykazały to kilka miesięcy temu badania prestiżowego londyńskiego think tanku Chatham House. Polska powinna przyjąć niewielką liczbę uchodźców – rodziny, które wyjątkowo ucierpiały w wojnie w Syrii. Nie ze względu na solidarność europejską, tym bardziej gdy jest w niewyszukany sposób wymuszana, lecz po to, by zachować moralny, chrześcijański kręgosłup społeczeństwa.

Tymczasem polski rząd, chwaląc się codziennie, że stawia opór Niemcom, którzy chcą nam transferować muzułmańskich terrorystów, podsyca niechęć wobec obcych. Wszystkich. A dzieje się to w momencie, gdy do Polski przybywają dziesiątki tysięcy imigrantów. Takich, którzy tu sami sobie szukają zatrudnienia w sektorach gospodarki, w których brakuje polskich rąk do pracy, nie występują o pomoc socjalną, nie obciążają budżetu. Nie chodzi tylko o Ukraińców, ale i przybyszów z dalekich krajów. W Warszawie są już bardzo widoczni.

Słuszny opór przed stałymi kwotami uchodźców zatruwa atmosferę w kraju, który po cichu sam przyjmuje masę imigrantów. To grozi wybuchem. Trzeba powstrzymać ksenofobiczną retorykę.