Wszelkie zmiany właścicielskie PKL budzą duże emocje. Spółka została sprywatyzowana sześć lat temu. Wówczas Polskie Koleje Państwowe podjęły decyzję o sprzedaży PKL za 215 mln zł na rzecz funduszu private equity - Mid Europy Partners. Ten konsekwentnie rozwijał spółkę i chciał ją wprowadzić na warszawską giełdę, ale zrezygnował z tego planu, bo okazało się, że znalazł się kupiec – Polski Fundusz Rozwoju. Jesienią zeszłego roku ogłoszono, że to właśnie on zostanie nowym właścicielem. W ten sposób kolejka została zrepolonizowana. Nie brakowało opinii, że to element kampanii wyborczej. Premier Mateusz Morawiecki podczas ogłoszenia transakcji nie omieszkał podkreślić, że rząd nie ma potrzeby wyprzedawać tego, co polskie i podziękował PiS za to, że zawsze podkreślał wagę odkupienia Polskich Kolei Linowych. Nazwał je „narodowym diamentem". 

Wartości transakcji wówczas nie podano, ale wśród komentatorów nie brakowało głosów, że PFR nie szczędził pieniędzy. I rzeczywiście, jeśli do ujawnionej teraz wartości 176 mln zł dodamy spłatę zadłużenia, to otrzymujemy łączną kwotę około 417 mln zł.

PKL to najstarszy i największy operator kolei i wyciągów górskich posiadający siedem ośrodków w Tatrach i Beskidach, z których najbardziej znane to Kasprowy Wierch i Gubałówka w Zakopanem, a także Jaworzyna Krynicka w Krynicy-Zdroju.

Zgodę na zakup PKL przez PFR wydał już Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Fundusz nabył 99,77 proc. akcji PKL, a resztę mają podhalańskie samorządy na czele z Zakopanem. Zanim PKL zmienił właściciela głośno było o jego sporach z Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Zarzucał on PKL łamanie prawa i domagał się nawet demontażu kolejki. PKL stanowczo odrzucał zarzuty. Po zmianie właścicielskiej sprawa sporu z TPN ucichła.