Prezes LOT: Jestem przekonany, że strajku nie będzie

Związkowcy w LOT grożą strajkiem, bo chcą powrotu do zarobków z 2010 roku. W ten sposób wyrażają niezadowolenie z systemu wynagradzania.

Aktualizacja: 23.03.2018 16:01 Publikacja: 23.03.2018 14:45

Prezes LOT: Jestem przekonany, że strajku nie będzie

Foto: Bloomberg

Na razie ogłosili referendum, które rozpoczęło się w ostatnią środę i ma potrwać miesiąc. Podobne referendum strajkowe ogłoszone zostało we wrześniu 2017 i do dzisiaj nie podano jego wyników. Teraz związkowcy dają zarządowi czas do końca kwietnia na zakończenie negocjacji płacowych, a jak większość pracowników zagłosuje na „tak”, do strajku dojdzie podczas najbliższej majówki. 

Nienależący do związków pracownicy pokładowi LOT nie ukrywają nadziei, że tak jak to było we wrześniu 2017 roku, tak i teraz „wszystko się rozmyje”, bo tak naprawdę dużo można wynegocjować. Nie ukrywają też pretensji do kolegów związkowców, bo nawet sama zapowiedź strajku, to niedobry sygnał dla pasażerów, którzy mogą polecieć inną linią, obawiając się utrudnień w podróży.

Podobnego zdania jest prezes LOT Rafał Milczarski. — Jestem głęboko przekonany, że żadnego strajku w LOT nie będzie - powiedział. Referendum strajkowe organizowane przez związki zawodowe uważa za nielegalne.

Jak tłumaczy spółka, związkowcy chcą przywrócenia dawnych zasad wynagradzania, kiedy to pensje były wysokie, niezależnie od liczby wylatanych godzin, a godziny tzw. nalotu były tylko dodatkiem do pensji. W 2010 roku, za czasów kierowania firmą pierwszy raz przez Sebastiana Mikosza zasady wynagradzania się zmieniły. Mikosz był przeciwnikiem oderwania wynagrodzeń od wkładu pracy. Uważał, że płace powinny motywować - im więcej ktoś pracuje, tym więcej powinien zarabiać. Zmniejszył kwotę podstawową, gwarantowaną. Zasadniczą część wynagrodzenia uzależnił od liczby wylatanych godzin.

Wynagrodzenia nie są niskie, nawet jak na specyficzne warunki pracy, jak latanie. Stewardesa w LOT zarabia 5-7 tysięcy złotych miesięcznie, pierwszy oficer średnio 22 tysiące, a kapitan średnio 29 tysięcy złotych. Do tego dochodzi około 2 tysięcy złotych diet za samo latanie dla każdego.

Zarobki w LOT rosną, bo pracownicy awansują. W tym roku wyższe stanowiska otrzymało 200 pilotów i ponad 220 członków personelu pokładowego. I nieustannie zwiększa się zatrudnienie. W tym roku spółka przyjmie ponad 300 pracowników personelu pokładowego.

— Większość pracowników w LOT jest zadowolona, że firma się rozwija i ma dużą satysfakcję z pracy. Mamy wciąż chętnych do pracy, a mało kto z LOT dzisiaj odchodzi. Prowadzimy cały czas wzmożone rekrutacje. Podwyższamy wynagrodzenie pracownikom na stanowiskach, gdzie jest taka potrzeba — mówi Milczarski.

Ogłoszenie referendum strajkowego i to przez media, a nie w bezpośrednich kontaktach z zarządem prezes LOT uważa za formę nacisku. Bo negocjacje w sprawie wynagradzania trwają cały czas.

— W ramach dialogu społecznego, prowadzonego z inicjatywy zarządu, w ostatnią środę odbyło się spotkanie, na którym zarząd zaprezentował przedstawicielom związków zawodowych kolejną propozycję regulaminu wynagradzania — mówi Milczarski. Wśród zaproponowanych przez zarząd rozwiązań były usankcjonowanie podwyższonych wynagrodzeń dla pierwszych oficerów samolotów Boeing 787 Dreamliner, zmiana systemu zaszeregowania członków personelu pokładowego poprzez uzależnienie kategorii zaszeregowania od liczby wylatanych godzin i propozycja wprowadzenia programu pilotażowego przygotowującego do wprowadzenia premii dla personelu lotniczego i pokładowego. — Program premii zarówno dla pilotów jak i personelu pokładowego ma premiować punktualność i regularność . Tutaj też się bardzo różnimy w ocenach, dlatego że uważamy, że postawa załóg jest kluczowa, jeśli chodzi o regularność i punktualność lotów. A związki zawodowe twierdzą, że nie mają na to żadnego wpływu — tłumaczy Milczarski.

Podczas niektórych rejsów w kapitańskich informacjach przekazywanych pasażerom na pokładzie widać starania pilotów o uatrakcyjnienie pasażerom lotów. Mówią o wynegocjowaniu zmiany trasy czy wysokości. A personel pokładowy na poszczególnych rejsach bardzo różni się między sobą sprawnością w ułatwianiu pasażerom rozlokowania się na pokładzie.

— Zapewniamy naszym pracownikom bezpieczeństwo zatrudnienia i pracy. Nie ma zagrożenia bankructwem firmy, jak w przeszłości. Wprost przeciwnie, firma się szybko rozwija, właśnie odebraliśmy kolejnego Dreamlinera, tym razem dużą maszynę 787-9. Do końca roku przylecą następne dwa, a na początku 2019 będziemy mieć dwanaście boeingów 787-8 i -9 — dodaje prezes.

Ale znów: ten szybki rozwój to powód do stawiania kierownictwu zarzutów przez część związkowców. - Firma rozwija się zbyt szybko. Nie jesteśmy na to przygotowani - mówią.

Na razie ogłosili referendum, które rozpoczęło się w ostatnią środę i ma potrwać miesiąc. Podobne referendum strajkowe ogłoszone zostało we wrześniu 2017 i do dzisiaj nie podano jego wyników. Teraz związkowcy dają zarządowi czas do końca kwietnia na zakończenie negocjacji płacowych, a jak większość pracowników zagłosuje na „tak”, do strajku dojdzie podczas najbliższej majówki. 

Nienależący do związków pracownicy pokładowi LOT nie ukrywają nadziei, że tak jak to było we wrześniu 2017 roku, tak i teraz „wszystko się rozmyje”, bo tak naprawdę dużo można wynegocjować. Nie ukrywają też pretensji do kolegów związkowców, bo nawet sama zapowiedź strajku, to niedobry sygnał dla pasażerów, którzy mogą polecieć inną linią, obawiając się utrudnień w podróży.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Transport
Katastrofa w Baltimore. Zerwane łańcuchy dostaw, koncerny liczą straty
Transport
Nowy zarząd Portu Gdańsk. Wiceprezes z dyplomem Collegium Humanum
Transport
Spore różnice wartości inwestycji w branżach
Transport
Taksówkarze chcą lepiej zarabiać. Będzie strajk w Warszawie
Transport
Trzęsienie ziemi w Boeingu. Odchodzą dwaj prezesi