W środę Ministerstwo Finansów zgłosiło poprawkę do nowelizowanej ustawy o autostradach płatnych oraz o Krajowym Funduszu Drogowym przedłużającą o trzy miesiące okres przejściowy, w którym nowy i zarazem stary system miałyby działać równolegle. Powodem takiej decyzji miały być wnioski przewoźników utrzymujących, że nie zdążą przygotować wszystkich samochodów do systemu satelitarnego. W rezultacie okres przejściowy wydłużony został do 30 września.
Czytaj także: Przewoźnicy apelują o odłożenie wprowadzenia e-TOLL
Eksperci obawiają się, że i to nie wystarczy, aby pobór opłat miał zacząć sprawnie działać. – Wszystko wskazuje, że nowy system znajduje się w powijakach. Robiony jest na łapu-capu, przy tym bawimy się ogromnymi pieniędzmi, bo płynące z opłat drogowych wpływy do Krajowego Funduszu Drogowego sięgają ok. 2 mld zł rocznie – mówi Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Jego zdaniem dotychczasowy system viaTOLL powinien być utrzymywany dłużej, aby uniknąć ewentualnych kłopotów w razie niesprawności nowego. – Niemcy testują tego rodzaju rozwiązania przez dwa lata. My chcemy przetestować e-TOLL w trzy tygodnie. To igranie z ogniem, bo już się posypały dotychczasowe terminy – dodaje Furgalski.
Pierwotnie portal umożliwiający rejestracje pojazdów w systemie miał ruszyć w kwietniu, potem przesunięto jego uruchomienie na połowę maja. To skróciło czas potrzebny przewoźnikom na przygotowanie się do zmian. Pojawiły się obawy, że zaraz po rozpoczęciu rejestracji może zabraknąć urządzeń lokalizacyjnych. Nie są bezzasadne: viaTOLL ma półtora miliona użytkowników, z tego ok. 800 tys. jeździ codziennie. W tak krótkim czasie trudno będzie wyposażyć wszystkich w nowy sprzęt. – Gdyby okazało się, że nowy system szwankuje po uruchomieniu, warto byłoby zastanowić się nad zawieszeniem przez jakiś czas kar dla przewoźników, którzy z przyczyn technicznych nie mogliby np. wnosić opłat – uważa Furgalski.