"Więzienia są wylęgarnią skrajnych radykałów", stwierdził wprost unijny koordynator ds. zwalczania terroryzmu Gilles de Kerchove już w lutym 2015b roku po zamachach terrorystycznych na redakcję tygodnika satyrycznego Charlie Hebdo i koszerne delikatesy w Paryżu. Dziś, w rok po tamtym zamachu i dwóch następnych - w Paryżu i Brukseli - warto sobie przypomnieć jego wypowiedź. Brukselscy zamachowcy samobójcy, bracia Ibrahim i Khalid El-Bakraoui, mają za sobą więzienie. Czy było ono dla nich szkołą teorii i praktyki terroryzmu?
Takie pytanie jest uzasadnione. Od dawna wiadomo, że pobyt w więzieniu jest dla osadzonych okazją do nabycia nowej wiedzy i umiejętności, cenionych w przestępczym fachu. Także tych przydatnych terrorystom. W Niemczech siedzą w tej chwili w więzieniu między innymi sprawcy nieudanego zamachu bombowego na dworzec kolejowy w Bonn z grudnia 2012 roku. Czym się w nim zajmują? Czy przekazują innym wiedzę, jak konstruować i podkładać ładunki wybuchowe? Teoretycznie mogliby także skutecznie zradykalizować innych.
"Panie imam, kto się nie modli, tego trzeba zabić"
Niemcy opieszale reagują na to zagrożenie. Thomas Kutschaty, minister sprawiedliwości w rządzie kraju związkowego Nadrenii Północnej-Westfalii, rumienił się ze wstydu kiedy dziennikarze z rozgłośni WDR zarzucili mu, że więzienny i religijny zarazem "plan pięcioletni" rządu tego landu nie jest należycie realizowany. Chodzi tu o zapewnienie więźniom muzułmanom opieki duchowej przez imamów, których miało być dużo więcej, a w rzeczywistości jest ich dziś nawet mniej niż przed ogłoszeniem tego planu.
Imam Husamuddin Meyer uważa to za zaniedbanie. Jako duszpasterz świadczący posługę duchową w więzieniach w Hesji miał okazję wiele w nich usłyszeć i zobaczyć, co napawa go głębokim niepokojem: "Panie imam, kto się nie modli, tego trzeba zabić, czyż nie?", albo "Państwo Islamskie to przecież prawdziwe państwo, takie samo jak inne?". Tego typu pytania Meyer słyszy niemal codziennie. Jest przekonany, że imamowie mogliby odegrać w więzieniach bardzo pozytywną rolę, skutecznie przeciwdziałając radykalizacji osadzonych w nich muzułmanów. Jak mówi: "Mogą oni prowadzić rzeczową dyskusję z więźniami muzułmanami oraz służyć im poradą duszpasterską". "Kiedy imam mówi wierzącemu muzułmanowi, że postępuje niewłaściwie, to jego słowa wiele znaczą", dodaje.
Kłopot polega na tym, że Mayer pracuje tylko przez 15 godzin tygodniowo. W jednym z zakładów karnych w Wiesbaden dzieli się pracą z trzema innymi imamami. Ich opiece duchowej podlega w nim ponad stu osadzonych. Imamowie są opłacani od godziny. Hussamudin Meyer twierdzi, że w każdym więzieniu na stu przebywających w nim muzułmanów powinien przypadać jeden imam zatrudniony na pełnym etacie. Dopiero wtedy imamowie mieliby właściwy kontakt z więźniami. zatrudniani w więziennictwie księża chrześcijańscy nie tylko pracują na żełnym etacie, ale także na każdego z nich przypada dużo niższa liczba podopiecznych. Ta sytuacja stopniowo ulega teraz poprawie, ale tak jest dopiero od niedawna pod wpływem ostatnich zamachów terrorystycznych.