Amerykanie piszą, że Iga Świątek grała w finale turnieju Wielkiego Szlema jak na treningu. Zgadza się pani?
Nie, bo trening zawsze różni się od startu w zawodach. Wiadomo, że staramy się generować u Igi swobodę oraz luz. Treningom i meczom towarzyszą jednak inne bodźce, napięcie jest znacznie wyższe. Pracujemy, aby Iga w warunkach wyższego napięcia funkcjonowała tak, aby mogła wykorzystywać swój potencjał. Presja nie może nas zaskoczyć.
Tenis to sport, w którym głowa ma największe znaczenie, bo losy meczu można odwrócić w każdej sytuacji, nawet przegrywając 0:6, 0:5...
Jestem daleka od gradacji, bo każdy sport jest na swój sposób wyjątkowy. Nietypowość tenisa opiera się przede wszystkim na dyscyplinie przerw: między punktami, setami, meczami. Zarządzanie sobą, swoimi emocjami w takiej sytuacji jest specyficzne.
Który moment finału był dla Igi trudniejszy: początek spotkania i przejście od wyniku 3:0 do 3:3 czy przerwa medyczna rywalki?