Roland Garros: Lodowaty początek

W niedzielę zaczął się w Paryżu turniej niepewności Rafaela Nadala i strachu wszystkich przed koronawirusem. Dzisiaj gra czwórka reprezentantów Polski.

Aktualizacja: 27.09.2020 20:09 Publikacja: 27.09.2020 19:13

Rafael Nadal zagra w Paryżu o 13. tytuł

Rafael Nadal zagra w Paryżu o 13. tytuł

Foto: POOL/AFP, Clive Brunskill

Dla tych, którzy podczas niedawnego US Open narzekali w Nowym Jorku na wirusowe ograniczenia, Paryż nie jest pocieszeniem. Wprost przeciwnie: testy są jeszcze bardziej rygorystyczne, pobrania próbki z nosa nie można dokonać samemu, jak było w Ameryce, robi to personel medyczny i jest to dużo bardziej bolesne.

Laboratorium już ostrzega, że pozytywnych wyników może być nawet o 50 procent więcej niż w US Open. Po dwóch testach „powitalnych" (by zawodnik mógł zagrać, oba muszą być negatywne) następne będą się odbywały co pięć dni.

Od samych graczy i z ich sztabów dochodzą głosy, że wszyscy żyją w strachu, najważniejszy jest nie najbliższy mecz, tylko najbliższy test. Strach jest tym większy, że u już wykluczonych (są wśród nich m.in. Polka Katarzyna Kawa pozbawiona szansy gry w eliminacjach i Hiszpan Fernando Verdasco) negatywne wyniki drugiego i trzeciego testu niczego nie zmieniły. Organizatorzy po pierwszym stanowczo mówią „au revoir" i życzą szczęśliwego powrotu do domu na swój koszt. Wykluczeni grożą procesami.

Zimno i deszcz

Gracze francuscy, którzy w Nowym Jorku po wykryciu wirusa u Benoit Paire'a podnieśli krzyk na pół świata, że trafili do niewoli, teraz narzekają na zamknięcie w hotelu, choć ich żony i dzieci mieszkają trzy kilometry dalej. Prasa anglojęzyczna gospodarzy nie oszczędza, sugerując, że wirus plus francuski bałagan sprawiają, iż US Open z paryskiej perspektywy wydaje się dziś wyspą spokoju i rozsądku.

Turniej zaczął się w niedzielę w ciężkiej atmosferze, a pogoda nie pomogła, bo było bardzo zimno i przez cały dzień nad Paryżem wisiały deszczowe chmury. Dach nad kortem centralnym przydał się od razu tenisistom i nielicznym widzom (1000 osób), na pozostałych kortach trybuny były puste.

Pierwszy raz od lat Rafael Nadal nie jest murowanym faworytem. Z dwóch powodów: zimna i nowych piłek. Hiszpan wygrywał w Paryżu 12 razy, zawsze w słońcu, zawsze dzięki ogromnej rotacji, jaką nadawał piłkom firmy Babolat. W tym roku organizatorzy zmienili dostawcę piłek, została nim firma Wilson, co Nadal ostro skrytykował. „Piłki są o wiele cięższe i wolniejsze niż w latach ubiegłych. Zimno i wilgotność dodatkowo komplikują sprawę. To nie są dobre piłki na korty ziemne, są jak kamienie, nawet na Majorce nie mogłem nimi długo trenować" – powiedział przed turniejem.

Jakby tego było mało, Hiszpan przyjechał do Paryża zaledwie po trzech meczach na kortach ziemnych (w Rzymie przegrał z Argentyńczykiem Diego Schwartzmanem) i zamiast pewności przywiózł w bagażu zwątpienie. Na szczęście losowanie miał dobre, w pierwszych rundach nie czekają go poważne egzaminy, a po kilku zwycięstwach może już straszyć jak dawniej.

Faworytem jest jednak Novak Djoković, który nie licząc dyskwalifikacji w US Open, jest w tym roku niepokonany. Niedawno wygrał na ziemnych kortach w Rzymie i wydawało się, że robi to bez wysiłku. Serb motywację ma podwójną: przerwać dominację Nadala i pokazać, że w Nowym Jorku stracił kontrolę na krótko i teraz przywraca naturalny porządek rzeczy.

Przyjechała Serena

W turnieju kobiet wysoko oceniane są szanse Rumunki Simony Halep (nr 1) i imponującej witalnością Wiktorii Azarenki (nr 10). Obie wygrały już w niedzielę swoje pierwsze mecze, a Białorusinka wykazała się przy okazji charakterem i odwagą i to wcale nie w starciu z rywalką Danką Kovinić, tylko z pogodą i sędziami.

Grały na korcie im. Suzanne Lenglen (tam nie ma dachu), było zimno, padał deszcz, a decyzji o przerwaniu spotkania obie nie mogły się doczekać. W tej sytuacji Azarenka zeszła z kortu, Kovinić poszła w jej ślady i wymusiły na arbitrze przerwanie meczu. Gdy przestało padać, Białorusinka wygrała 6:1, 6:2.

W turnieju kobiet największe zainteresowanie towarzyszy jednak Serenie Williams (nr 6), która właśnie skończyła 39 lat, w Nowym Jorku znów nie wygrała i pomimo wirusowych obostrzeń przyjechała do Paryża w pogoni za 24. wielkoszlemowym tytułem. Jej siostra Venus odpadła już w pierwszej rundzie, po porażce ze Słowaczka Anną Karoliną Schmiedlovą 4:6, 4:6.

Z czwórki Polaków w niedzielę nie grał nikt, wszyscy zaczną turniej w poniedziałek.

Magda Linette (nr 31) spotka się z kanadyjską juniorką Leylah Fernandez, Iga Świątek z ubiegłoroczną sensacyjną finalistką Czeszką Marketą Vondrousovą, Kamil Majchrzak z Rosjaninem Karenem Chaczanowem (nr 15), a Hubert Hurkacz (nr 29) z Amerykaninem Tennysem Sandgrenem, który zasłynął nie tylko swą grą, ale także poglądami politycznymi lekko na prawo od Ku Klux Klanu.

Turniej pokazuje Eurosport

Dla tych, którzy podczas niedawnego US Open narzekali w Nowym Jorku na wirusowe ograniczenia, Paryż nie jest pocieszeniem. Wprost przeciwnie: testy są jeszcze bardziej rygorystyczne, pobrania próbki z nosa nie można dokonać samemu, jak było w Ameryce, robi to personel medyczny i jest to dużo bardziej bolesne.

Laboratorium już ostrzega, że pozytywnych wyników może być nawet o 50 procent więcej niż w US Open. Po dwóch testach „powitalnych" (by zawodnik mógł zagrać, oba muszą być negatywne) następne będą się odbywały co pięć dni.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Iga Świątek czeka na pierwszy sukces w Hiszpanii. Liderka rankingu zaczyna dziś turniej w Madrycie
Tenis
Magda Linette zagra z Aryną Sabalenką. Bolesna porażka Magdaleny Fręch w Madrycie
Tenis
100. tydzień Igi Świątek w roli światowej liderki kobiecego tenisa
Tenis
Porsche odjechało Idze Świątek. Polskie finały w Rouen i Barcelonie
Tenis
Magda Linette w finale. Zacięty mecz ze Sloane Stephens