Do tej pory najwyższa frekwencja wyniosła 19 tysięcy widzów, w ubiegłym roku mecze na kortach SKT oglądało 14 100 widzów. Organizatorzy liczą jedynie te osoby, które śledzą tenisowe spotkania bezpośrednio na trybunach. Nie kwalifikują do raportu tych, którzy uczestniczą w imprezach towarzyszących, których w Szczecinie zawsze jest sporo, od turnieju artystów po muzyczny festiwal.

Tegoroczny turniej – nie tylko dzięki frekwencji – uzyskał bardzo dobre recenzje. Supervisor Hans Jurgen Ochs w pięciostopniowej skali ocenił szczecińskiego challengera na piątkę. – Zawodnicy bardzo chwalą turniej. Wielkim atutem jest niezwykła dbałość o szczegóły – powiedział Ochs.

Mimo zewsząd płynących pochwał dyrektor Pekao Szczecin Open Krzysztof Bobala nie zamierza ubiegać się o zmianę formuły i włączenia turnieju do cyklu ATP. Woli, by Szczecin był w czołówce imprez challengerowych, niż w ogonie zawodów ATP. O wartość sportową nie musi się martwić. Pula nagród 125 tysięcy dolarów plus tzw. hospitality oraz renoma zawsze gwarantuje udział trzech, czterech zawodników z pierwszej setki rankingu. W tym roku zagrali w Szczecinie m.in.: Hiszpan Pablo Carreno Busta (57, ATP przed turniejem), Holender Robin Haase (79.), Serb Filip Krajinović (98) oraz Hiszpan Nicolas Almagro, niegdyś nr 9 na świecie. Zwyciężył jednak Niemiec Jan-Lennard Struff.

Była to już 23. edycja Pekao Szczecin Open. Z obecnym sponsorem organizatorzy mają zawartą umowę do 2018 roku. Za dwa lata turniej dołączy więc do ekskluzywnego grona 25-latków, w którym dziś znajduje się dziewięć challengerów: Aptos (USA), Cherbourg (Francja), Furth (Niemcy), Stambuł (Turcja), San Luis Potosi (Meksyk), Segovia (Hiszpania), Sewilla (Hiszpania), Tampere (Finlandia) i Winnetka (USA).