Tego nikt się nie spodziewał, nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Federer szedł przez turniej bez problemów, nie przegrał ani jednego seta, a Millman to szara piechota. A jednak Australijczyk (55. ATP) zwyciężył 3:6, 7:5, 7:6 (9-7), 7:6 (7-3) i zagra w ćwierćfinale z Novakiem Djokoviciem.
37-letni Szwajcar nie sprostał rywalowi w arcytrudnych warunkach (mecz toczył się w duchocie, przy ogromnej wilgotności powietrza) i około godziny 1.00 nowojorskiej nocy został wyeliminowany.
Federer miał setbole w setach drugim i trzecim, ale nie zdołał ich wykorzystać. Serwował gorzej niż zwykle (10 podwójnych błędów), starał się skracać wymiany, ale mu się to nie udawało. Jego ataki przy siatce przeplatane skrótami zbyt rzadko okazywały się skuteczne. Federer popełnił w meczu aż 76 niewymuszonych błędów, a Millman tylko 28.
Dla Australijczyka to pierwsze zwycięstwo z graczem z czołowej światowej dziesiątki i pierwszy w karierze wielkoszlemowy ćwierćfinał. Szwajcar nigdy wcześniej nie przegrał w Nowym Jorku z zawodnikiem spoza czołowej pięćdziesiątki rankingu ATP. Jego bilans to było 40:0, aż przyszedł Millman i popsuł tę statystykę. Dla kibiców najważniejsze jest to, że nie będzie oczekiwanego już od losowania ćwierćfinału Federer – Djoković.
„Miałem problemy przy tej pogodzie. Nie mogłem złapać powietrza, zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu. Przez cały czas źle się czułem, pociłem się bardzo i traciłem energię. John sobie z tym poradził może dlatego, że pochodzi z Brisbane – jednego z najgorętszych miast świata. Teraz odpocznę aż do Laver Cup, a potem postaram się o udany koniec sezonu" – mówił Federer.