Amerykańska Federacja Tenisowa dawała jasno do zrozumienia, że Wielki Szlem to dla niej kwestia życia i śmierci, bez niego groziłoby jej bankructwo lub przynajmniej długa droga przez finansową mękę. Gdy ogląda się dziś reportaże z wyludnionego centrum Nowego Jorku, widać wyraźnie, że tylko ktoś kompletnie nieświadomy, w jakim świecie żyje, przyjeżdżając do tego miasta, mógł liczyć jednocześnie na grę w turnieju i kolacje w ulubionej knajpce na Manhattanie.
Wielu z tych, którzy mieli świadomość ryzyka i ograniczeń, do Ameryki się po prostu nie wybrało, np. aż sześć zawodniczek z czołowej dziesiątki rankingu WTA, Rafael Nadal, Stan Wawrinka czy Nick Kyrgios. Można oczywiście zadać pytanie, czy to szczególna ostrożność, czy raczej czarna niewdzięczność lub obojętność na cudze nieszczęście. Można przy okazji wskazywać – tak jak Novak Djoković – na to, że tenisistom potrzebny jest związek zawodowy, ale najpierw wypada chyba przyłożyć rękę do uratowania imprezy, która od dziesięcioleci jest jedną z pereł w koronie tenisa.
Kilka tygodni w warunkach półkwarantanny to nie są ze strony gospodarzy zbyt wysokie oczekiwania, na co wskazywali mądrzejsi gracze, m.in. Andy Murray. Szkot ze smutkiem przyznał wprawdzie, że po morderczym pięciosetowym meczu nie mógł wejść do wanny z lodem, bo jej w szatni nie ma z powodów higienicznych, ale żadnych dział przeciwko organizatorom nie wytoczył, bo to nie w jego stylu.
W pierwszym szeregu narzekających są Francuzi odizolowani w „bańce" o zaostrzonym rygorze po tym, jak zachorował znany z rozrywkowego charakteru Benoît Paire. Kristina Mladenovic przegrała nawet mecz, w którym prowadziła 6:1 i 5:1, a potem powiedziała, że jedyne, czego chce, to już uciec z więzienia. Francuzi z obnoszeniem się ze swoją krzywdą powinni jednak uważać, bo kto wie, czy na przełomie września i października podczas paryskiego turnieju Roland Garros ich goście, którym przytrafi się koronawirusowe nieszczęście, będą mieli większy komfort.
Puste trybuny i narzekania tenisistów nie oznaczają jednak, że z Nowego Jorku płyną tylko przygnębiające sygnały. Budujący może być np. widok graczy, którzy tak jak przyzwoici ludzie po pikniku w parku własnoręcznie zbierają wyprodukowane przez siebie podczas meczu śmieci i odnoszą je do pojemnika.