Obecność Djokovicia w finale to sprawa spodziewana, choć półfinał Serba z Roberto Bautistą Agutem trwał aż trzy godziny, był pełen napięć oraz interwencji medycznych i zakończył się dopiero w tie-breaku trzeciego seta (4:6, 6:4, 7:6 (7-0)).
Hiszpan w zeszłym roku dwa razy pokonał Novaka (w Dausze i Miami), takim osiągnięciem może się pochwalić ostatnimi czasy niewielu tenisistów. W środę pokonał w Nowym Jorku obrońcę tytułu Daniła Miedwiediewa i rzeczywiście potrafił postawić się w piątek także liderowi rankingu ATP. Kiedy przyszło do tie-breaka, Serb wyjął jednak ostatnie działa, kilka znakomitych serwisów załatwiło Djokoviciowi finał, podtrzymało prefekcyjną serię od początku roku (22 zwycięskie mecze, zero porażek) i podtrzymało szansę wygrania 35. turnieju z cyklu Masters 1000 – jak Rafael Nadal.
Kanadyjczyk Milos Raonic grał ostatni raz w finale tak prestiżowego turnieju ponad cztery lata temu. Najnowszy sukces zawdzięcza półfinałowemu zwycięstwu nad Stefanosem Tsitsipasem 7:6 (7-5), 6:3 oraz wcześniejszym dobrym meczom z Filipem Krajinoviciem, Andy'm Murrayem, Danem Evansem i Samem Querreyem.
Mniej więcej od 2017 roku karierę Raonica mocno wstrzymywały kontuzje. O trzecim miejscu na świecie w listopadzie 2016 roku niewiele osób już pamięta. W poprzednim sezonie tenisista musiał wycofać się z dziesięciu turniejów ATP Tour, długa przerwa związana z pandemią okazała się zatem dla Kanadyjczyka bardzo korzystna.
Trenował z zapałem trzy razy po sześć tygodni z dwutygodniowymi przerwami na regenerację, efekty tej pracy przyszły w dobrym momencie. Z Djokoviciem ma bilans 0-10, więc może sobotni finał przyniesie mu przełamanie także tej, trochę wstydliwej serii i sporo wiary przed startem w US Open.