Polka i Japonka weszły na kort Louisa Armstronga zaraz po Andrei Petković i Petrze Kvitovej – Niemka pokonała rozstawioną z nr 6 Czeszkę 6:4, 6:4, to jednak nie tak wielka sensacja, jeśli wziąć pod uwagę ostatnie kłopoty zdrowotne Kvitovej.

Kto wypatrywał porażki broniącej tytułu Osaki, po pierwszym secie raczej stracił wiarę – Japonka grała szybko i regularnie, nie było widać efektów niedawnej kontuzji lewego kolana, ani przeziębienia. Magda Linette, kilka dni po pierwszym zwycięstwie w turnieju WTA w Bronksie, też miała dobre chwile, lecz tenisowa arytmetyka bywa czasem surowa i nie oddaje wszystkich subtelności.

Szansa na wygraną pojawiła się jednak w drugim secie, jedno przełamanie serwisu Japonki, prowadzenie Polki 3:0, do 4:0 brakowało niewiele, szło dobrze, choć Osaka nie od parady ma dumny nr 1 rozstawienia przy nazwisku. Wyrównała na 3:3, dostała brawa od sławy NBA Kobe Bryanta (obiektywy wyłapały koszykarza).

Kolejne gemy tylko potwierdziły moc młodej mistrzyni, kilka chwil i było po meczu. Piękna seria dziewięciu zwycięstw Linette w Nowym Jorku (osiem w Bronksie, jedno w Queens) została przerwana, ale trzeba oddać co należne pani Magdzie – w rankingu WTA awansuje w okolice 44. pozycji (znów będzie polską rakietą nr 1), po raz drugi w US Open zagrała w drugiej rundzie, o krok dalej było za trudno, lecz całe tournée amerykańskie może uznać za udane.

Następną przeciwniczką Japonki będzie lepsza w spotkaniu młodziutkiej Amerykanki Cori Gauff (po IV rundzie Wimbledonu i okolicznościowej sławie dziką kartę miała pewną) z Węgierką Timeą Babos, której główną zaletą jest doświadczenie.