Porażka Halep z 33-letnią Estonką Kaią Kanepi (44 WTA) 2:6, 4:6 to zmartwienie Rumunów i organizatorów (choć ich chyba mniej), którzy pierwszy raz w historii US Open już w pierwszej rundzie stracili liderkę światowego rankingu. Godną przegraną Magdy Linette z Sereną Williams 4:6, 0:6 trzeba wkalkulować w koszty nieszczęśliwego losowania. Natomiast to, co stało się z Agnieszką Radwańską, racjonalnie wytłumaczyć mogą tylko ci, którzy są najbliżej tenisistki.
Krakowianka przegrała z Niemką Tatjaną Marią (70 WTA) 3:6, 3:6 i z tą rywalką jest to wynik szokujący, nawet jeśli pamięta się o trwających od początku sezonu kłopotach Polki i jej porażkach podczas letnich turniejów w Ameryce.
Radwańską pokonała zawodniczka, jakich już nie ma. Tatjana Maria (dawniej Tatjana Malek) gra archaiczny tenis, podcina prawie każdą piłkę, atakuje przy siatce, gdy tylko ma okazję, a nawet gdy jej nie ma. To zabawa miła dla oka, ale tak już dziś mało kto gra – nawet wśród mężczyzn. Tylko pod jednym względem Niemka przypomina zawodniczkę z dzisiejszej bajki – serwuje najlepiej, gdy tego potrzebuje najbardziej.
Z takimi przeciwniczkami Radwańska zwykle radziła sobie znakomicie, w trzech poprzednich meczach zmiatała Niemkę z kortu, a teraz dała się ograć prawie bez oporu, co sama zresztą po meczu przyznała.
Wiele mówiące jest to, że pani Agnieszka uznała za stosowne zapewnić, iż gra w tenisa wciąż sprawia jej przyjemność. Niestety, oglądając ją na korcie, można było odnieść wrażenie wprost przeciwne. Nie chodzi o brak ambicji, tylko o brak radości i mocy, o rezygnację i ten smutek w oczach, który niełatwo zapomnieć. Każdy, kto w trudnej chwili przypomina, że lubi swoją pracę, jest niewiarygodny z definicji. Ci, którzy lubią ją naprawdę, nie muszą o tym mówić.