Skład finału kobiecego raczej nikogo nie zaskoczył – o stosowny puchar i 27 tys. złotych zagrają dwie najwyżej rozstawione (trzecia i czwarta rakieta kraju): Katarzyna Kawa (125. WTA) i Magdalena Fręch (173. WTA).
Kawa wygrała w dwóch setach ze swą imienniczką Katarzyną Piter. Napierw było w tym spotkaniu mnóstwo zaciętej walki i tie-break, potem set wygrany do zera. Magda Fręch poradziła sobie z Anastazją Szoszyną nieco łatwiej, w obu setach miała widoczną przewagę taktyczną, inaczej mówiąc znalazła dobry sposób na rywalkę. Typować wynik finału niełatwo, ranking daje pewną wskazówkę, ale pewności mieć nie można, panie znają się bowiem doskonale i zapewne mecz krótki nie będzie.
W turnieju panów najpierw trzeba było odrobić ćwierćfinałowe zaległości. Odrabiali je Piotr Gryńkowski z Maksem Kaśnikowskim. Wygrał w trzech setach Gryńkowski, co mogło nieco zaskakiwać, skoro pokonany wcześniej był lepszy od samego Huberta Hurkacza.
Zwycięzca miał parę godzin odpoczynku przed półfinałem z Kacprem Żukiem (305. ATP), ale zapłacił jednak cenę za poranny wysiłek i w spotkaniu z nr 3 turnieju, wiele nie pograł, przegrał 4:6, 1:6. Wcześniej Daniel Michalski (4), ubiegłoroczny wicemistrz Polski, po roku znów wywalczył udział w finale. Po bardzo dobrym meczu, wbrew rankingowi (434. ATP) pokonał Kamila Majchrzaka (nr 2, 108. ATP) 7:5, 7:6 (7-5).
Podobnie jak finalistki, finaliści znają się świetnie, rywalizowali nie raz, także ostatnio w Lotos PZT Polish Tour (w Gdańsku w trzech setach wygrał Żuk). – Zapewne przed mistrzostwami wszyscy się spodziewali, że o tytuł zagrają Kamil Majchrzak z Hubertem Hurkaczem, ale cieszę się, że to my zagramy ostatni mecz i mam nadzieję, że pokażemy dobry tenis – mówił Kacper Żuk.