Wimbledon: Halep ma uskrzydlone nogi

Rumunka Simona Halep udowodniła, że już umie grać na trawie i pokonała zupełnie bezradną Serenę Williams w finale Wimbledonu.

Publikacja: 14.07.2019 19:13

Simona Halep wygrała w Londynie swój drugi turniej wielkoszlemowy

Simona Halep wygrała w Londynie swój drugi turniej wielkoszlemowy

Foto: AFP

Finał kobiecy trwał 57 minut, nie zadowolił tych, którzy zapłacili 185 funtów za miejsce na korcie centralnym – sytuację uratowali debliści, którzy grali po Serenie i Simonie przez pięć godzin i zapewnili dobre wykorzystanie biletu.

Jednak było warto oglądać Halep w meczu życia. Rumunka miała plan, wykonała go perfekcyjnie, w wielu wymianach kazała publiczności zrywać się z krzesełek i podziwiać swe niezwykłe umiejętności. Wynik 6:2, 6:2 wskazuje, że napięcie nie zawsze sięgało szczytów, ale przegrywającą była przecież Serena Williams, mimo dojrzałego wieku, macierzyństwa i unikania startów w turniejach na trawie, wciąż wnosząca na kort aurę wielkości i ciągłe zagrożenie eksplozją tenisowej mocy.

Nie eksplodowała, porażkę przyjęła z gracją, odebrała ciepłe uczucia publiczności (nie zawsze Wimbledon kochał Serenę), pozostawiła otwarte pytanie, jak długo będzie w stanie gonić rekord Margaret Court, czyli starać się wygrać 24. turniej Wielkiego Szlema. Czy wiek przeszkadza już za bardzo, czy wzięte w ostatniej chwili obowiązki w mikście z Andym Murrayem nie były nadmierne, czy pomysł, by bardzo rzadko grać w zwykłych turniejach WTA nie stępia ostrości gry amerykańskiej mistrzyni, jak podpowiadała w komentarzu Martina Navratilova? Przekonamy się podczas US Open.

– Wszystko jest w porządku. Niezależnie, jak na to patrzycie, nie zamierzamy przestać grać tutaj, może jeszcze trzy, może cztery lub pięć lat. Przypuszczam, że będziecie tu przyjeżdżać i nieraz na nas patrzeć – mówiła Serena, dając liczbę mnogą, bo wypowiadała się także w imieniu rówieśnika Rogera Federera (oboje to rocznik 1981).

Halep twierdziła, że jej sukces urodził się w głowie: umiała przekonać samą siebie, że nie mają znaczenia okoliczności finału – znakomita rywalka, wspaniały kort, różnica sił uderzeń i rozpoznawalności przeciwniczek.

Rumunka miała broń: uskrzydlone nogi, determinację, dobry pomysł na zabójcze kontry i wygodną pozycję tej, która nie musi wygrać. Biegając od rogu do rogu, zniwelowała wszelkie kontrasty, prawdziwe i nieprawdziwe przewagi Sereny, potem kilka razy słusznie powtórzyła, że zagrała najlepszy mecz w życiu.

– Dopiero w tym roku poczułam, że zaczynam rozumieć grę na trawie, wreszcie wszystko zaczęło mi się układać. Wcześniej nigdy nawet nie pomyślałam, że mogę tu wygrać, mówię całkiem uczciwie: myślałam, że nie mam szans z tymi wszystkim wysokimi i silnymi dziewczynami serwującymi z wielką siłą. Kiedy zaczęłam czuć się bezpiecznie na trawie, z wolna uwierzyłam w sukces – mówiła nowa mistrzyni.

To jej drugi tytuł wielkoszlemowy, pierwszy zdobyła rok temu w Paryżu. Wygrała w sobotę mecz, w którym nagrodą było coś więcej niż wiktoriańska złocista taca znana jako Venus Rosewater Dish, 2,35 mln funtów i 2000 punktów rankingowych. Premie dodatkowe to naddunajska sława pierwszej osoby z Rumunii, która wygrała singlowy turniej w Wimbledonie (Ilie Nastase był dwa razy finalistą), mały fioletowy krążek w klapie oznaczający dożywotnie honorowe członkostwo All England Lawn Tennis Club oraz możliwość rozmowy po meczu z księżną Cambridge Kate.

Cały turniej męski był w istocie dwutygodniową bitwą wielkiej trójki z resztą świata. Djoković, Federer i Nadal znów zdecydowanie wygrali. Od 2003 roku, czyli pierwszego sukcesu Szwajcara w Londynie, tylko pięć finałów wielkoszlemowych rozgrywali tenisiści inni niż Novak, Roger i Rafael. Wszystkie statystyki pokazują, jak wielka była i jest ta przewaga, zwłaszcza w Wimbledonie, gdzie brytyjską dumę dwukrotnie przebudził tylko Andy Murray.

Turniej nr 133 za nami. Pozostanie po nim drugi ruchomy dach – debiut wypadł dobrze, choć tylko jako zasłona przed słońcem i doświetlenie kortu nr 1 po zmierzchu. Gwiazdy świeciły, choć może nie tak mocno jak zapowiadano. Młodziutka Cori Gauff to pieśń przyszłości, Andy Murray w deblu i mikście jeszcze nie przekonał do swego powrotu.

Wimbledon nr 134 odbędzie się w roku olimpijskim od 29 czerwca do 12 lipca. Roger, Serena, Novak i Rafael, choć starsi, niemal na pewno przyjadą.

> Kobiety: S. Halep (Rumunia, 7) – S. Williams (USA, 11) 6:2, 6:2.

> Debel mężczyzn: J. Cabal, R. Farah (Kolumbia, 2) – N. Mahut, E. Roger-Vasselin (Francja, 11) 6:7 (5-7), 7:6 (7-5), 7:6 (8-6), 6:7 (5-7), 6:3.

> Mikst: I. Dodig, L. Chan (Chorwacja, Chiny, 8) – R. Lindstedt, J. Ostapenko (Szwecja, Łotwa) 6:2, 6:3.

> Juniorki: D. Snigur (Ukraina) – A. Noel (USA, 10) 6:4, 6:4.

> Juniorzy: S. Mochizuki (Japonia, 8) – C. Gimeno Valero (Hiszpania) 6:3, 6:2.

Finał kobiecy trwał 57 minut, nie zadowolił tych, którzy zapłacili 185 funtów za miejsce na korcie centralnym – sytuację uratowali debliści, którzy grali po Serenie i Simonie przez pięć godzin i zapewnili dobre wykorzystanie biletu.

Jednak było warto oglądać Halep w meczu życia. Rumunka miała plan, wykonała go perfekcyjnie, w wielu wymianach kazała publiczności zrywać się z krzesełek i podziwiać swe niezwykłe umiejętności. Wynik 6:2, 6:2 wskazuje, że napięcie nie zawsze sięgało szczytów, ale przegrywającą była przecież Serena Williams, mimo dojrzałego wieku, macierzyństwa i unikania startów w turniejach na trawie, wciąż wnosząca na kort aurę wielkości i ciągłe zagrożenie eksplozją tenisowej mocy.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Tenis
Miami Open. Wygrała z Igą Świątek, pokonała Jessikę Pegulę
Tenis
Hubert Hurkacz też pożegnał się z turniejem w Miami
Tenis
Miami Open. Iga Świątek nie wygra Sunshine Double
Tenis
Hubert Hurkacz wygrał drugi trzysetowy mecz w Miami
Tenis
Turniej WTA w Miami: Iga Świątek wyszarpała awans