Serię gładkich zwycięstw tych, którzy wygrać powinni, zaczął Nadal. Z Joao Sousą, wyraźnie zmęczonym wcześniejszym pokonywaniem Brytyjczyków, stracił ledwie 6 gemów. Niemal równie szybki był Djoković z Ugo Humbertem (8 gemów straty), ale z wieczora przebił obu Federer tracąc z Matteo Berrettinim tylko 5 gemów (trzy sety zagrał w 73 minuty).
Najciekawszy męski mecz poniedziałku przeciągnął się mocno, Milos Raonic zaczął dobrze, ale zamiast wygrać z Guido Pellą w trzech setach, przegrał w pięciu: 6:3, 6:4, 3:6, 6:7 (3-7), 6:8. Argentyńczyk bije w Londynie prywatne wielkoszlemowe rekordy, dotychczas nie potrafił przejść wyżej, niż do drugiej rundy Roland Garros, teraz jest w wimbledońskim klubie „Last 8" i z Roberto Bautistą Agutem w ćwierćfinale nie jest bez szans. Jedynym nierozstawionym w tej fazie turnieju jest jednak Sam Querrey, ale akurat on na trawie grać potrafi.
Te i inne wyniki natchnęły Andy'ego Murraya do optymistycznego stwierdzenia, że jego powrót między mistrzów, albo przynajmniej tuż za plecy najlepszej trójki świata, nie będzie taki trudny – bo reszta wciąż nie daje mistrzom rady. – Nie czuję, żeby gra podniosła się na jakiś zdecydowanie wyższy poziom. Fizycznie z pewnością mogę się odbudować, mój tenis technicznie nigdy nie był zły, czemu nie mam wrócić? – pytał retorycznie.
Zaraz po Wimbledonie, w którym wciąż gra w mikście (parę Murray i Serena nazywa się „Murena") zaczyna mocne przygotowania do singlowego startu w US Open.
Dla polskich kibiców miłą wiadomością z końca siódmego dnia turnieju było to, że w turnieju mikstów pierwszy wimbledoński mecz (ale już w drugiej rundzie) wygrali Alicja Rosolska i Chorwat Nikola Mektić. Pokonali 7:5, 6:4 Christophera Rungkata (Indonezja) i Shuko Aoyamę (Japonia). We wtorek (trzeci mecz na korcie nr 3) zmierzą się z Franko Skugorem (Chorwacja) i Raluką Olaru (Rumunia).