Iga Świątek dotarła do czwartej rundy, co można uważać za solidny występ, biorąc pod uwagę przeszłość (2019 – pierwsza runda) oraz przekazywane przez najlepszą polską tenisistkę sygnały, że gra na trawie wymaga znacznie większego doświadczenia.
Nie można jednak zapominać, że w tej kronice zapowiedzianej porażki najpierw były trzy efektowne zwycięstwa, po których mogło się wydawać, że wimbledońskie lekcje Iga przyswaja bardzo szybko i z każdym meczem jej szanse na miłą niespodziankę rosną.
Można było tak sądzić jeszcze po pierwszym secie meczu z Ons Jabeur, gdy Polka, grając chwilami rewelacyjnie, odrobiła straty (3:5) i wygrała seta. Tenisistka z Tunezji dość brutalnie rozprawiła się jednak potem z Igą, pewnie serwując i returnując, umiejętnie korzystając z niemałej siły i bogatej techniki.
Mecz miał dwie fazy i na korcie były dwie Igi Świątek: najpierw waleczna, twarda, odpowiadająca mocno na każdą akcję rywalki, potem rozedrgana, trochę zdesperowana i zagubiona w poszukiwaniu recepty na sukces.
– Od początku była to walka o dominację, obie wiedziałyśmy, że ta, która pierwsza zaatakuje, raczej wygra. Dlatego kiedy straciłam tę dominację na początku drugiego seta, wszystko poszło tak szybko. Z pewnością nie pomógł mi serwis, straciłam też nieco pewność siebie, a Ons wyglądała na zrelaksowaną, miała nastrój osoby, która nie ma nic do stracenia. No i grała inteligentnie. W sumie miałam tu jeden dobry tydzień i choć teraz jest mi trudniej tak mówić z powodu porażki, to jednak próbuję o tym myśleć pozytywnie, pamiętać, że wygrywałam i wiele się nauczyłam – mówiła Polka na konferencji prasowej.