All England Club nie przestaje słuchać głosu opinii publicznej, szeregowych pracowników i dziennikarzy (ostatnią ankietę dotyczącą usprawnień dla mediów przeprowadzono dwa lata temu). Podejmuje więc decyzje z pozoru może mniej efektowne, ale też przyczyniające się do sukcesu turnieju.
Istnieje na zapleczu coś takiego jak „The list", czyli uzupełniana na bieżąco lista zadań – od załatwienia problemu skrzypiących krzesełek do dostarczenia publiczności większej liczby posiłków wegańskich.
Proces załatwiania takich i podobnych spraw zaczyna się natychmiast. Może to ktoś nazwać pedanterią albo obsesją, ale logistyka turniejowa musi być perfekcyjna: codziennie na kort przybywa 6000 osób obsługi, wśród nich 250 dzieciaków do podawania piłek i 360 sędziów stołkowych i liniowych.
Ogromnym wyzwaniem jest też wyżywienie – ponad pół miliona ludzi przez 13 dni, można śmiało założyć, że to największe cykliczne wyzwanie cateringowe w Europie, nie ma miejsca na błędy.
Wimbledon podjął też nowe wyzwania komercyjne i marketingowe. Markę, będącą synonimem sportowej jakości, da się dobrze spieniężyć także na nowych rynkach. Teraz celem jest Azja. Orężem w tej walce są nowoczesne narzędzia: media społecznościowe, w których zdobywa się dla Wimbledonu serca i umysły młodych. Cyfrowa widownia turnieju liczona jest już w dziesiątkach milionów i rośnie.
Wimbledon wykorzystuje współczesną technologię także na inne sposoby – od 2017 roku działa w internecie system sztucznej inteligencji, który błyskawicznie tworzy filmiki z wydarzeń na kortach na podstawie analizy reakcji widowni i wyniku (w szczególności podczas tzw. ważnych punktów, przełamań serwisu, piłek setowych i meczowych). Rezultat: błyskawiczne pojawianie się kluczowych momentów turnieju w sieci.
Cicha nierówność
Oczywiście Wimbledon ma też przeciwników. Krytycy mówią wciąż o cichej nierówności traktowania mężczyzn i kobiet. Gdy wyrównano płace, kontrowersje są wokół dostępu do najważniejszych kortów. Działacze bronią się twardo: decyduje wieloaspektowa atrakcyjność spotkań, nic innego, czasami wypada na panów, czasami na panie.
Są tacy, którzy krytykują ideę trwania loży królewskiej, w której gości nie ma prawie nigdy, wymogi właściwego stroju na kortach, trudności z dojazdem i odjazdem, wysokie opłaty za sam wstęp na teren klubu i mdły smak truskawek. Szefowie Wimbledonu mają na to jedną odpowiedź: spójrzcie na statystyki oglądalności, rozpoznawalności i nasze dochody.
Jeśli coś naprawdę ich trapi, to bezpieczeństwo widzów i grających. Zmiany polegające na dostawianiu nowych blokad, słupków ograniczających ruch samochodowy, widać gołym okiem także w tym roku. Z oczywistych powodów w mediach o tym wiele nie usłyszymy, ale w tej dziedzinie też jest stały postęp i dostosowanie taktyki działań do bieżącej sytuacji.
Obchody 150-lecia wimbledońskiego klubu siłą rzeczy muszą się kojarzyć z aktywnością XIX-wiecznych Brytyjczyków poszukujących z zapałem nowych sposobów miłego spędzania wolnego czasu. To przecież wtedy wymyślano i skodyfikowano przepisy piłki nożnej, rugby, badmintona, squasha oraz krokieta i tenisa. Teraz jednak kojarzą się z zadziwiająco skutecznym modelem działania biznesowego, którego początki widać w skrupulatnym zapisywaniu każdego szylinga na zakup walca do trawy.
Spyta jeszcze ktoś, co stało się z wimbledońskim krokietem? Po prostu zniknął. Od 1882 roku klub stracił rolę głównego brytyjskiego strażnika reguł krokieta, zaprzestał organizacji turniejów i przerobił wszystkie trawniki na korty.
Jeszcze w XIX wieku tenisiści wykonali jednak mały ukłon w kierunku członków założycieli, pomogli bowiem w założeniu Zjednoczonego Wszechangielskiego Stowarzyszenia Krokieta (1897) i gościli pierwsze mistrzostwa pod tym sztandarem.
W czasach bardziej współczesnych członkowie ufundowali Wimbledon Cup, puchar dla zwycięzców otwartych krokietowych rozgrywek światowych pod egidą World Croquet Federation. W wimbledońskim muzeum zorganizowano także stosowną wystawę na temat krokieta, no i ponoć niektórzy członkowie AELTC od czasu do czasu grają sobie prywatnie w ogródkach.
Jednak wedle ankiety z 2012 roku rozpoznawalność krokieta wśród młodych Brytyjczyków szybko maleje, średnia wieku gracza wzrosła do 68 lat. Wyliczono, że jeśli trend się utrzyma, to w 2037 roku krokiet zniknie z Wysp Brytyjskich z przyczyn całkowicie naturalnych.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95