Na razie światowe rankingi są zamrożone, co oznacza, że obowiązuje stan z chwili przerwania rozgrywek w marcu. Przerwa wywołana przez pandemię mocno zaburzyła logikę znanego od lat sposobu określania liczby zdobytych i skreślanych punktów w każdym tygodniu sezonu (z ograniczeniem liczby zaliczanych turniejów), kazała się zastanowić co robić, by tenisistki i tenisiści, zwłaszcza ci, którzy zdobyli rok temu o tej porze wiele punktów i nie mogli ich bronić po 12 miesiącach, nie byli przesadnie krzywdzeni.
Analizy doprowadziły do wyłonienia dwóch wariantów postępowania. Pierwszy – wydaje się, obecnie najbardziej akceptowalny przez obie organizacje – zakłada podzielenie dorobku każdego tenisisty i każdej tenisistki przez 52 i odejmowanie uzyskanego wyniku (nie dorobku sprzed roku) w każdym kolejnym tygodniu sezonu (na razie nie wiadomo, jak długo: czy do końca roku kalendarzowego, czy przez kolejne 52 tygodnie).
Można podać, jak działałby ten algorytm na przykładzie Rafaela Nadala. Hiszpan, obecnie nr 2 w ATP Tour, ma 9850 punktów rankingowych. Po podzieleniu przez 52 i zaokrągleniu otrzymujemy wskaźnik: 189 punktów na tydzień.
Nadal ma do obrony w czasie siedmiu tygodni od wznowienia sezonu aż 5360 punktów zarobionych w odpowiednich imprezach z 2019 roku (US Open – 2000 pkt., Madryt – 360, Rzym – 1000 i Roland Garros – 2000). Nowy sposób dałby mu znaczną ulgę – musiałby bronić 7x189, czyli 1323 punkty. Tyle straciłby, jeśli nie zagrałby w żadnym turnieju do połowy października.
Ten system wprowadziłby czasowe obniżenie znaczenia rankingu, pozostawiając znaczenie tytułów i nagród pieniężnych w turniejach pozostałych do końca sezonu. Miałby zapewne też skutek uboczny – dałby najmocniejszym, takim jak Nadal, szansę rezygnacji z przymusu startów tydzień po tygodniu na dwóch kontynentach w celu obrony pozycji rankingowej. W przypadku Hiszpana niemal na pewno taki system oznaczałby rezygnację ze startów w USA i skupienie się na jesiennej grze w europejskich turniejach na kortach zmienych.