Początek spotkania zapowiadał tyle szybkie, co przykre rozstrzygnięcie dla pary polsko-amerykańskiej: po kwadransie tablica wyników pokazywała wynik 0:4 i trudno było znaleźć powody do optymizmu. Jednak rywalki pomogły (głównie niecelnie serwująca Siniakova), Iga i Bethanie także poprawiły wzajemną komunikację, po następnym kwadransie było już tylko 4:5 i pojawiła się uzasadniona nadzieja na wyrównanie.

Dobra forma Barbory Krejcikovej, nowej mistrzyni singlowej Roland Garros zadecydowała, że to jednak Czeszki zwyciężyły w pierwszym secie 6:4. W drugim walka zaczęła się od wygranego gema Świątek i Mattek-Sands, ale deblowe doświadczenie Krejcikovej i Siniakovej jednak zrobiło swoje – znów przyszło podwójne przełamanie serwsu Polki i Amerykanki, 2:5 i serwis w czeskim ręku. Katerina Siniakova w tej decydującej chwili w końcu opanowała drżenie ramienia, serwowała wyjątkowo dobrze i zdobyła takze ostatni punkt.

Podwójne mistrzostwo dla Barbory Krejcikovej to jest główna wartość finału deblowego. Przed Barborą taki sukces był w Paryżu dziełem Mary Pierce w 2000 roku. Czeszki wygrały w Paryżu drugi raz – pierwszy był w 2018 roku. Po trzech latach przerwy Krejcikova zostanie też od poniedziałku numerem 1 w rankingu deblowym WTA, parę punktów przed koleżanką.

Świątek i Mattek-Sands grając wspólnie w trzecim turnieju doszły do finału – to nie jest mało, nawet jeśli w niedzielnym meczu na tle Czeszek widać było w niektórych akcjach brak zgrania i odrobinę chaosu. – Przyszłość deblową z Bethanie widzę pozytywnie. Dziękuję, że mnie wybrała za partnerkę parę miesięcy temu. Mogę się od niej wiele nauczyć – powiedziała Polka podczas dekoracji. Słowem, ten debel jeszcze może nas zaskoczyć.