Relacja z Paryża
Zanosiło się na to od początku turnieju, trudno byłoby znaleźć fachowca, który wskazałby innego faworyta niż Nadal. Kiedy się okazało, że jego finałowym rywalem będzie Stan Wawrinka, pojawiły się wprawdzie rozważania o starciu najlepszego na świecie bekhendu Szwajcara z nokautującym forhendem Hiszpana, przypomniano, że Wawrinka był w trzech wielkoszlemowych finałach i żadnego nie przegrał, ale to wszystko było grą pozorów.
Nadal miał wygrać i wygrał jak na paradzie 6:2, 6:3, 6:1. Tylko w pierwszym secie od czasu do czasu wydawał się tenisistą z tej samej planety co Wawrinka, popełniał błędy nawet ze swego królewskiego forhendu, ale Szwajcar tego nie wykorzystał. Od drugiego seta meczu już nie było.
Wawrinka wprawdzie walczył, ale częściej bezradnie patrzył, nie krył podziwu dla rywala, na szczęście tylko raz połamał rakietę i kazał ją natychmiast wynieść z kortu, jakby nie chciał widzieć dowodu swej słabości. Przed meczem mówił: – Na korcie ziemnym w pojedynku z Nadalem nikt nie jest faworytem, ja też nie będę. To najwybitniejszy gracz na tej nawierzchni w historii tenisa. Gdy gra dobrze, tak jak w tym roku, jest praktycznie niezwyciężony.
„Stan the Man" dostał w finale dowód na słuszność tych słów.