Rankingowe i inne przewagi mistrzyni US Open 2017 były oczywiste, wynik nie zostawił złudzeń – Sloane Stephens wygrała z Magdą Fręch w godzinę z kilkoma minutami 6:2, 6:2.
Różnice siły gry było widać wyraźnie, Amerykanka umiała zaatakować, wykorzystywała każdy błąd i chwile słabości rywalki, po prostu jeszcze jest za mocna, także dosłownie, od młodej Polki. Jednak oglądać tenisistkę z Łodzi w drugiej rundzie Roland Garros było miło, zwłaszcza jeśli pamiętało się, jak dzielnie przeszła kwalifikacje i dała radę wygrać mecz pierwszej rundy.
Zyskiem z turnieju w Paryżu jest nie tylko niezła premia (79 tys. euro) i trochę ważnych punktów rankingowych (Polka awansuje ze 136. na 118. miejsce w klasyfikacji WTA), ale też przeświadczenie, że Fręch z trenerami Andrzejem Kobierskim i Mieczysławem Bogusławskim wykonuje dobrą robotę. Ma jeszcze czas na rozwój (rocznik 1997, z grudnia), ale kto wie, czy już w Wimbledonie nie będzie równie widoczna.
Los chciał, że w czasie meczu Polki z Amerykanką toczyły się także dwa spotkania deblowe z polskim udziałem. Wynik obu był podobny – Alicja Rosolska i Abigail Spears przegrały z Kateryną Bondarenko i Aleksandrą Krunić w tie-breaku trzeciego seta; tak samo zacięty, lecz również przegrany był mecz Marcina Matkowskiego i Roberta Lindstedta z rozstawioną (nr 6) parą francuską Nicolas Mahut i Pierre-Hugues Herbert.
Polak ze Szwedem mieli jednak w tie-breaku ogromną szansę zwycięstwa: dwie piłki meczowe (prowadzili 6-4) i serwis w ręku. Nie wystarczyło.