Artur St. Rolak ze Stuttgartu
Przede wszystkim jednak Rosjanka nikomu nie pozwoliła zapomnieć o sobie. W ostatnich tygodniach udzieliła wielu wywiadów – i to wcale nie dlatego, że miała więcej wolnego czasu. Każdemu, kto chciał przyjąć jej wersję wydarzeń, tłumaczyła, jak bardzo czuje się skrzywdzona dyskwalifikacją za doping, drakońskim jej zdaniem werdyktem Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF), ale również bardzo krytyczną reakcją koleżanek z kortu na jej powrót do gry.
W zeszłym tygodniu Agnieszka Radwańska została wywołana do tablicy przez polskich dziennikarzy. Nie chciała udawać, że wszystko jest OK. Nie ma sensu powtarzać całej jej wypowiedzi na ten temat, bo „Rz" już o tym pisała. Warto jednak przypomnieć, że „jeśli będzie tak, że od razu będzie można z nią grać już w pierwszej rundzie, to faktycznie jest to dość trudne losowanie. Umówmy się: na pewno nie byłoby to wymarzone losowanie dla nikogo".
Padło na Robertę Vinci, finalistkę US Open z 2015 roku (po sensacyjnym półfinałowym zwycięstwie nad Sereną Williams walczącą o Wielkiego Szlema), obecnie pierwszą rakietę Włoch i 36. w rankingu WTA.
– Osobiście nie mam nic przeciwko Marii. To wybitna tenisistka i wiem, jak ważna jest dla WTA. Uważam jednak, podobnie jak wiele innych zawodniczek, że po dyskwalifikacji nie powinna dostawać dzikich kart. Po trzech, czterech turniejach na pewno wróciłaby do pierwszej setki normalną drogą – już w Stuttgarcie stwierdziła Vinci.