Od porażki z Novakiem Djokoviciem w półfinale Australian Open 2020 minęło 405 dni, po takim czasie szwajcarski tenisista z niemałym trudem zwyciężył Evansa 7:6 (10-8), 3:6, 7:5, broniąc piłki setowej w tyle interesującym, co emocjonującym tie-breaku i kilka razy borykając się z zagrożeniami w decydującym secie.

Znają się dobrze ze wspólnych treningów i rywalizacji w Wielkich Szlemach, zawsze lepszy był Federer, ale Brytyjczyk (28. WTA) też wyniósł sporo wiedzy z tych spotkań i od środy może wreszcie mówić, że ze szwajcarskim mistrzem w końcu wygrał jeden set.

Miłośnicy talentu wielkiego Rogera mogą chyba spać spokojnie – 39-letni tenisista wydaje się być na dobrej drodze do odbudowy formy. Chciaż na trybunach tenisowego ośrodka w Dausze wprowadzono obostrzenia sanitarne, to na korcie centralnym słychać było często wielkie brawa (trochę publiczności wpuszczono). Gra Federera nadal wszędzie budzi entuzjazm.

– Powiedziałem sobie: jeśli mam odpaść, to z rozmachem. Danowi w końcówce zostało więcej energii, ale serwowałem dobrze i poczułem, że rozegrałem naprawdę dobry mecz. Jestem niesłychanie zadowolony ze swego występu, no i fajnie było skończyć spotkanie backhandem wzdłuż linii – mówił zwycięzca.

Ciąg dalszy nastąpi w czwartek. Kolejnym rywalem Szwajcara będzie Gruzin Nikoloz Basilaszwili (42. ATP), z którym grał raz, pięć lat temu w Australian Open i wygrał bez trudu. Zagrają trzeci mecz na korcie centralnym, nie przed 16.