Świątek (48. WTA) walczyła w drugiej rundzie Qatar Open ze Swietłaną Kuzniecową (46. WTA), niegdysiejszą mistrzynią wielkoszlemową (US Open 2004, Roland Garros 2009), bywało, że nr 2 na świecie. Uległa Rosjance 2:6, 2:6 w meczu, który wyglądał jak lekcja taktyki udzielana młodej Polce.
Kuzniecowa, choć raczej pogodziła się, że w końcowym etapie kariery żyje w tle największych wydarzeń tenisa, potrafi jeszcze wystarczająco dużo, by nie dawać młodszym łatwych zwycięstw. Wykorzystała trudne warunki gry w Katarze (znów przeszkadzał wiatr) i każdą słabość Polki, umiejętnie rozbijała plan jej mocnej gry, zmieniając tempo, siłę i rotację uderzeń, nawet grając podcięty, „łyżeczkowy" forhend, co we współczesnym tenisie jest rzadkością.
Iga Świątek wyjedzie zatem z Ad-Dauhy z nauką, że dawnych mistrzyń nie pokonuje się w biegu, ale wcześniejszy sukces z Donną Vekić dał jej tyle punktów, że zachowa miejsce w najlepszej pięćdziesiątce rankingu WTA. Teraz w planach Polka ma chwilę na treningi. Kolejne wyzwanie to już wielki turniej w Indian Wells (9–15 marca).
Hubert Hurkacz (30. ATP) rozpoczął (i zakończył) we wtorek turniej w Dubaju od porażki 2:6, 5:7 z Aleksandrem Bublikiem (47. ATP), Rosjaninem, który od prawie czterech lat reprezentuje Kazachstan. Zwycięzca jest z tego samego pokolenia co Polak – to rocznik 1997, ale podejście do tenisa ma znacząco inne. Kilka dni temu w Marsylii oświadczył, że „z całego serca nienawidzi tenisa, nie widzi żadnych pozytywów bycia tenisistą zawodowym, gra wyłącznie dla wielkich pieniędzy, które są w tym sporcie".
To, że jeszcze się pojawia w turniejach, wynika z faktu, iż nie zarobił dostatecznie wiele, by się wycofać. Tak mówiąc, dotarł we Francji do półfinału, a w Dubaju pokonał Polaka.