Melbourne może zakończyć czarną wizerunkową serię Djokovicia

Łatwe finałowe zwycięstwa Naomi Osaki i Novaka Djokovicia w Melbourne. Dla gospodarzy najważniejsze jest to, że turniej się odbył, choć pozostali z długami.

Aktualizacja: 21.02.2021 20:40 Publikacja: 21.02.2021 19:25

Melbourne może zakończyć czarną wizerunkową serię Djokovicia

Foto: AFP

Kiedy Djoković tuż przed niedzielnym meczem z Daniiłem Miedwiediewem zapewniał w studio Eurosportu, że nowa generacja wprawdzie atakuje, ale na sukcesy musi zapracować, można to było uznać za obronę twierdzy już poważnie zagrożonej.

Nie wiadomo, w jakiej formie wróci Roger Federer, Rafael Nadal przegrał w ćwierćfinale w Melbourne ze Stefanosem Tsitsipasem, sam Djoković w trzech z czterech ostatnich meczów z Miedwiediewem schodził z kortu pokonany, a w Londynie podczas Finału ATP Tour dostał po prostu solidne lanie. Trudno się dziwić, że przez znaczną część tenisowych mediów Rosjanin uznawany był za faworyta.

Złodziej czasu

Gdy minęły dwie godziny, przekonaliśmy się, jak bardzo Serb miał rację. Zwyciężył 7:5 6:2, 6:2, narzucił swoje warunki już w pierwszym gemie serwisowym Rosjanina, choć Miedwiediew nie musiał podawać ani jednej drugiej piłki. To była demonstracja returnowej siły. Djoković szybko przewagę przełamania stracił, ale seta nie przegrał. Decydujące o wygranej punkty przy stanie 6:5 też zdobył dzięki returnowi, potwierdzając, że jest pod tym względem najlepszy na świecie. W secie drugim i trzecim przewaga Serba była już bezdyskusyjna.

Djoković w Australii wygrał dziewiąty raz (trzeci z rzędu), w sumie to jego 18. wielkoszlemowy triumf, więcej na koncie mają tylko Federer i Nadal (po 20). Miedwiediew w finale przegrał po raz drugi (poprzednio w US Open 2019 z Nadalem), ale ta porażka jest boleśniejsza.

„To były dwa różne mecze. Rafa jest wspaniały w defensywie, ma świetny forhend, ale przynajmniej daje czas, by się do tego przyzwyczaić. Z Novakiem chciałem grać inaczej, ale on tego czasu mi nie dał. Mecz trwał dwie godziny, jednak można było odnieść wrażenie, że minęło 30 minut i już stałem na korcie z nagrodą dla finalisty" – podsumował mecz Rosjanin, a na pytanie, czy wielka trójka wciąż mocno trzyma władzę, odpowiedział bez wahania: „Kiedy grają dobrze, wciąż są od nas lepsi".

Djoković w ostatnim czasie wielokrotnie był krytykowany za to, co mówił o koronawirusie, reformie tenisowych rozgrywek czy kwarantannie w Australii. Gdy wspominał, że jest kontuzjowany (mięśnie brzucha), sugerowano, że udaje, bo krzywi się, ale wygrywa, a z taką kontuzją to nie może się udać.

Krytycy dostali w Australii jasną odpowiedź: możecie mnie nie lubić, możecie śmiać się z żartów Nicka Kyrgiosa, ale na korcie to ja dyktuję warunki. Pod względem sportowym nie było to najważniejsze ze zwycięstw Djokovicia, natomiast bez wątpienia przyszło w bardzo istotnym momencie jego życia. Dyskwalifikacja w US Open była początkiem czarnej wizerunkowej serii, triumf w Melbourne być może ją kończy.

Przejęcie władzy?

Naomi Osaka wygrała w Melbourne dzień wcześniej również po meczu, który chyba nikogo nie porwał. Pokonała Amerykankę Jennifer Brady 6:4, 6:3. Kiedy grały ze sobą poprzednio w półfinale US Open 2020, mecz był pasjonujący, teraz Japonka zwyciężyła o wiele łatwiej. Może gdyby przy stanie 4:4 w pierwszym secie Brady wykorzystała szanse na break, finał potoczyłby się inaczej, ale tego nie zrobiła i japoński ekspres odjechał.

Wiele wskazuje, że Osaka może być tą, która na dłużej przejmie władzę z rąk słabnącej Sereny Williams, co w ostatnich trzech latach nie udało się żadnej z efemerycznych triumfatorek Wielkiego Szlema. Wygrywały, ale dalszego ciągu nie było. Osaka może to zmienić, choć wciąż trzeba pamiętać, że swoje cztery wielkoszlemowe triumfy odniosła na nawierzchniach twardych (Australian Open i US Open), a w Wimbledonie i Roland Garros było o wiele gorzej. W obu tych turniejach nie awansowała dalej niż do trzeciej rundy.

Djokovicia i Osakę łączy jedno: mają wiele do powiedzenia poza kortem, ale na tym podobieństwa się kończą. On z tego powodu głównie cierpi, ona błyszczy i – co chyba najważniejsze – wciąż udowadnia, że aby mówić rzeczy ważne, wcale nie trzeba podnosić głosu. Wyraźnie dała do zrozumienia, co myśli o policyjnej przemocy wobec kolorowych w USA, skrytykowała szefa komitetu organizacyjnego igrzysk w Tokio za seksistowskie, uwłaczające kobietom uwagi. I wszystko to bez krzyku, jak pięknie zauważył ktoś ze scenicznym obyciem: sotto voce. Zdaniem „Forbesa" Japonka jest już najlepiej zarabiającą kobietą sportu, ale to niczego nie zmieniło, o czym znów przekonaliśmy się w Australii. Na pytanie, co w jej życiu i tenisie ostatnio było najważniejsze, głosem jak zawsze cichym odpowiedziała: „To, że ciężar oczekiwań już mnie nie paraliżuje".

Kobiecy tenis ma interesująca liderkę, bo Osaka nią jest, choć w rozłożonym na dwa lata z powodu koronawirusa rankingu WTA wciąż prowadzi Australijka Ashleigh Barty. Taka spokojna kobieta sukcesu to skarb w czasach, gdy wszyscy wrzeszczą.

Zastawione srebra

Australian Open nie był turniejem jak inne. Poprzedziły go eliminacje u szejków i kwarantanna na różnych warunkach, w zależności od szczęścia. Jedną z tych, które odbyły najbardziej drakońską, była finalistka Jennifer Brady. Po porażce trochę z uśmiechem, trochę na smutno zapytała: – A może bym wygrała, gdyby nie to zamknięcie?

Gospodarze zrobili bardzo dużo, by turniej się odbył, zorganizowali przylot uczestników i ich sztabów, dali możliwość gry w turniejach rozgrzewkowych, nie zniechęcił ich nawet koronawirus odkryty w trakcie turnieju (pięć dni bez publiczności), ale teraz, gdy Słoneczny Szlem już się skończył, do głosu dochodzą księgowi i ich raport jest jasny: australijska federacja tenisowa ma długi.

Jak przyznaje dyrektor turnieju Craig Tiley, potrzeba lat, by tę dziurę zasypać, a na razie ratunkiem będzie kredyt. W Australii nie ma jednomyślności co do tego, czy ratowanie sportowego klejnotu kraju warte było takich pieniędzy.

Ciekawe, czy jeśli wirus nie odpuści, znajdą się inni skłonni do zastawiania rodzinnych sreber.

Finały

mężczyźni

N. Djoković (Serbia, 1) – D. Miedwiediew (Rosja, 4), 7:5, 6:2, 6:2;

kobiety:

N. Osaka (Japonia, 3) – J. Brady (USA, 22) 6:4, 6:3;

debel kobiet:

E. Mertens (Belgia) i A. Sabalenka (Białoruś, 2) – B. Krejcikova i K. Siniakova (obie Czechy, 3) 6:2, 6:3;

debel mężczyzn:

I. Dodig (Chorwacja) i D. Polasek (Słowacja, 9) – R. Ram (USA) i J. Salisbury (Wielka Brytania, 5) 6:3, 6:4;

mikst: B. Krejcikova i R. Ram (6) – S. Stosur i M. Ebden (oboje Australia) 6:1, 6:4. ?

Kiedy Djoković tuż przed niedzielnym meczem z Daniiłem Miedwiediewem zapewniał w studio Eurosportu, że nowa generacja wprawdzie atakuje, ale na sukcesy musi zapracować, można to było uznać za obronę twierdzy już poważnie zagrożonej.

Nie wiadomo, w jakiej formie wróci Roger Federer, Rafael Nadal przegrał w ćwierćfinale w Melbourne ze Stefanosem Tsitsipasem, sam Djoković w trzech z czterech ostatnich meczów z Miedwiediewem schodził z kortu pokonany, a w Londynie podczas Finału ATP Tour dostał po prostu solidne lanie. Trudno się dziwić, że przez znaczną część tenisowych mediów Rosjanin uznawany był za faworyta.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Tenis
Miami Open. Wygrała z Igą Świątek, pokonała Jessikę Pegulę
Tenis
Hubert Hurkacz też pożegnał się z turniejem w Miami
Tenis
Miami Open. Iga Świątek nie wygra Sunshine Double
Tenis
Hubert Hurkacz wygrał drugi trzysetowy mecz w Miami
Tenis
Turniej WTA w Miami: Iga Świątek wyszarpała awans