Osaka (nr 3) w półfinale pokonała Serenę Williams (nr 10) i o tym, jak bolesna była ta porażka (3:6, 4:6) dla Amerykanki, przekonaliśmy się podczas konferencji prasowej. Serena zechciała jedynie powiedzieć, że ma do siebie pretensje o zbyt dużą liczbę prostych błędów i ze łzami w oczach wyszła z sali.
Ten żal jest uzasadniony, w pierwszym secie prowadziła 2:0, była bliska prowadzenia 3:0 i nie zdołała tego wykorzystać. Tym razem nikt nie mógł powiedzieć, że przyjechała do Melbourne nieprzygotowana, wprost przeciwnie, widać było w każdym meczu, że jest w świetnej fizycznej formie.
Jak po każdej wielkoszlemowej porażce blisko czterdziestoletniej diwy pojawiają się pytania, czy to już koniec pościgu za rekordem wielkoszlemowych zwycięstw Australijki Margaret Court (24). Niezależnie od tego, jaką decyzje podejmie Amerykanka, jej szanse maleją z każdą porażką, taką jak ta w Melbourne. Ona już chyba też to rozumie, stąd łzy.
Osaka po zwycięstwie, gdy zbliżała się do siatki, by podać rękę Serenie, najpierw się jej ukłoniła i nie był to zdawkowy japoński ukłon, tylko gest o wiele bardziej znaczący.
Osaka czwarty raz jest w wielkoszlemowym finale, trzy dotychczasowe wygrała (US Open 2018 i 2020 oraz Australian Open 2019). W sobotę jej rywalką będzie Amerykanka Jennifer Brady (nr 22), która rozgrywa drugi z rzędu świetny wielkoszlemowy turniej. Była w półfinale US Open i jest w finale w Melbourne dzięki zwycięstwu nad Czeszką Karoliną Muchovą (nr 25) 6:4, 3:6, 6:4.