Świątek odpadła. "Żal, że nie będzie meczu Igi z Sereną"

Po dziesięciu zwycięstwach w dwóch turniejach wielkoszlemowych przyszła porażka. Iga Świątek przegrała w 1/8 finału z Simoną Halep 6:3, 1:6, 4:6.

Aktualizacja: 15.02.2021 06:12 Publikacja: 14.02.2021 19:42

Iga Świątek gra jeszcze w turnieju miksta w parze z Łukaszem Kubotem

Iga Świątek gra jeszcze w turnieju miksta w parze z Łukaszem Kubotem

Foto: AFP

Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to się kiedyś stanie, mówił o tym wiele razy trener polskiej tenisistki Piotr Sierzputowski, ale gdy ten dzień w końcu nadszedł, zrobiło się smutno.

Można oczywiście ten smutek racjonalizować, przypominać, że naszą dziewiętnastolatkę pokonała o 10 lat starsza znakomita rywalka, która wygrywała już Wielkie Szlemy i od lat jest w czołowej światowej dziesiątce, ale Iga Świątek tym, jak grała w Paryżu i w trzech meczach w Melbourne, zbudowała w nas wiarę, że możliwe są nawet najbardziej śmiałe marzenia. W ciągu kilku miesięcy stała się jednym z najcenniejszych walorów polskiego sportu.

Smutne walentynki

Mogliśmy oczekiwać wszystkiego co najlepsze aż do początku drugiego seta, gdy okazało się, że te walentynki nie będą jednak wesołym świętem dla zakochanych w Idze. Polka przegrała swoje podanie już w drugim gemie i nie podniosła się po tej stracie.

W secie trzecim przełamanie nastąpiło już w pierwszym gemie, nadzieje wróciły, gdy Iga wyrównała na 2:2, ale trwały krótko, bo kolejnego gema przegrała do zera przy własnym podaniu i – co najgorsze – widać było coraz wyraźniej, że stopniowo traci kontrolę nad sobą i wydarzeniami na korcie.

Ofensywny, ryzykowny tenis to gra Igi, ona nigdy nie będzie pracowicie ciułać punktów z końcowej linii, zaskakujące decyzje są częścią jej strategii, ale niektóre skróty i przede wszystkim ataki przy siatce w sytuacjach absolutnie temu niesprzyjających to był znak bezradności, można nawet powiedzieć zagubienia, od którego już się odzwyczailiśmy. Zarówno w Paryżu, jak i w poprzednich meczach w Melbourne widzieliśmy to samo: najlepszą grę w momentach trudnych. Teraz ten kokon bezpieczeństwa pękł i musimy to zaakceptować. Zarówno my, jak i sztab najlepszej polskiej tenisistki.

Obaw specjalnych chyba mieć nie należy, nie będzie panicznych ruchów, tylko dalsza spokojna praca, zgodnie z zapowiedziami, tym bardziej że nieszczęścia w Melbourne nie było. 1/8 finału w turnieju wielkoszlemowym to dla dziewiętnastolatki bardzo przyzwoity wynik.

„Najbardziej żal mi tego, że nie będzie meczu Igi z Sereną Williams w ćwierćfinale, który mogła wygrać, podobnie jak może wygrać Rumunka. Do stanu 4:3 w pierwszym secie mecz stał na bajecznym poziomie. Halep musiała być zaskoczona, że gra tak dobrze i nie wygrywa, dała to do zrozumienia kilkoma gestami. Swoboda podejmowania decyzji na korcie jest czymś, co wyróżnia Igę, ale te podbiegnięcia do siatki to było coś nowego, nigdy tego nie robiła, nie ma w tym doświadczenia, może coś się jej przyśniło? Skróty – tak, ale trzeba ich używać tylko po, by wygrać punkt, a nie skrócić wymianę" – tak w rozmowie z „Rzeczpospolitą" postawę Igi oceniał Wojciech Fibak. Podkreślił jednak, że ta porażka w najmniejszym stopniu nie zmienia jego opinii, iż mamy jedną z pięciu–sześciu najlepszych tenisistek na świecie.

Teraz mikst

Iga Świątek jeszcze z Melbourne nie wyjeżdża, gdyż w parze z Łukaszem Kubotem jest w drugiej rundzie miksta. To tenisowa konkurencja rozgrywana wyłącznie podczas turniejów wielkoszlemowych i igrzysk olimpijskich (tu w grę wchodzą, podobnie jak w deblu, tylko narodowe pary). Wspólna gra dwójki Polaków to okazja, by się dobrze poznać przed rywalizacją o olimpijskie medale w Tokio.

W deblu Kubot gra z nowym partnerem Wesleyem Koolhofem. Polak i Holender w drugiej rundzie pokonali Australijczyków Nicka Kyrgiosa i Thanasi Kokkinakisa 6:3, 6:4, którzy prawo gry w turnieju uzyskali dzięki dzikiej karcie. W kolejnej rundzie rywalami Kubota i Koolhofa będą również australijscy beneficjenci tego specjalnego zaproszenia – Matthew Ebden i John-Patrick Smith. Z tym ostatnim Kubot już w Melbourne wygrał, w mikście ze Świątek.

Djoković narzeka, Kyrgios się śmieje

Rozstawiony z nr. 1 wielki faworyt Serb Novak Djoković pokonał Kanadyjczyka Milosa Raonicia 7:6 (7-4), 4:6, 6:1, 6:4, ale swoimi wypowiedziami daje do zrozumienia, że jego przyszłość w turnieju jest niepewna. – W sobotę nie trenowałem, cały dzień spędziłem na odpoczynku i masażach. Próbuję różnych terapii, łykam pigułki, biorę środki przeciwbólowe. Pomimo to musiałem czekać aż do końca rozgrzewki z decyzją, czy zagram z Milosem. Gdyby to był inny turniej, a nie Wielki Szlem w Australii, bez wątpienia bym się wycofał. Nic wam nie powiem o naturze mojej kontuzji i musicie to zrozumieć. Więcej będę wiedział, gdy przestanę brać środki przeciwbólowe. Może być lepiej, ale może być i gorzej – mówił Serb podczas konferencji prasowej.

Nie brak głosów, ze Djoković przesadza, że krzywi się z bólu tylko po przegranych piłkach, a gdy wygrywa biega jak rączy jeleń. Najdalej w tych żartach idzie Nick Kyrgios, który od dawna daje do zrozumienia, że lider światowego tenisa nie jest jego liderem jeśli chodzi o sympatię.

Australijczyk w tym roku może sobie pozwolić na więcej niż zwykle, bo w zgodnej opinii obserwatorów – pomimo wszelkich kontrowersji z jakimi mamy do czynienia podczas jego meczów – to jednak on podłączył turniej do prądu, nawiązał świetny kontakt z publicznością i nikt już nie dyskutuje, czy serwis z dołu jest lekceważeniem rywala, czy też skuteczną bronią używaną z zaskoczenia.

Człowiek znikąd

Rewelacją turnieju męskiego pozostaje 27-letni Rosjanin Asłan Karacew (114 ATP). Pokonał on w trzeciej rundzie Argentyńczyka Diego Schwartzmana (nr 8), a w niedzielę wygrał z Kanadyjczykiem Felixem Augerem-Aliassime'em (nr 20) 3:6, 1:6, 6:3, 6:3, 6:4 i jest w ćwierćfinale.

Karacew to najniżej klasyfikowany ćwierćfinalista od czasu, gdy w tej samej fazie turnieju w roku 1991 był Amerykanin Patrick McEnroe. Kolejnym rywalem Rosjanina będzie Grigor Dymitrow. Bułgar (nr 18) zaskakująco łatwo wygrał z Austriakiem Dominikiem Thiemem (nr 3) 6:4, 6:4, 6:0.

W turnieju kobiet Japonka Naomi Osaka (nr 3) obroniła dwie piłki meczowe i pokonała Hiszpankę Garbine Muguruzę (nr 14) 4:6, 6:4, 7:5.

Niedziela była pierwszym dniem, gdy mecze odbywały się bez publiczności z powodu lockdownu. Tak ma być do środy, a co będzie dalej – nie wiadomo. Perspektywa finałów bez widzów spędza sen z oczu organizatorów, bo zrobili bardzo dużo, by turniej się odbył, a  mogą dostać w nagrodę Melbourne Park – tenisowe miasto duchów.

Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to się kiedyś stanie, mówił o tym wiele razy trener polskiej tenisistki Piotr Sierzputowski, ale gdy ten dzień w końcu nadszedł, zrobiło się smutno.

Można oczywiście ten smutek racjonalizować, przypominać, że naszą dziewiętnastolatkę pokonała o 10 lat starsza znakomita rywalka, która wygrywała już Wielkie Szlemy i od lat jest w czołowej światowej dziesiątce, ale Iga Świątek tym, jak grała w Paryżu i w trzech meczach w Melbourne, zbudowała w nas wiarę, że możliwe są nawet najbardziej śmiałe marzenia. W ciągu kilku miesięcy stała się jednym z najcenniejszych walorów polskiego sportu.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Tenis
Tenis w Miami. Danielle Collins odchodzi jak mistrzyni
Tenis
Miami Open. Wygrała z Igą Świątek, pokonała Jessikę Pegulę
Tenis
Hubert Hurkacz też pożegnał się z turniejem w Miami
Tenis
Miami Open. Iga Świątek nie wygra Sunshine Double
Tenis
Hubert Hurkacz wygrał drugi trzysetowy mecz w Miami