Dyrektor Australian Open Craig Tiley powtarza, że przygotowania idą pełną parą, mimo kolejnego zagrożenia, jakie powstało po wykryciu zakażonego pracownika w hotelu Grand Hyatt, w którym mieszkali w czasie kwarantanny liczni wielkoszlemowi uczestnicy, sędziowie i personel pomocniczy. Również premier stanu Wiktoria Daniel Andrews powiedział, że spodziewa się, że turniej nie zostanie odwołany.
Przypadek koronawirusa u 26-letniego mężczyzny z Noble Park w południowo-wschodniej części Melbourne, który z wieloma innymi osobami obsługi turniejowej rezydował w hotelu kazał jednak działaczom poprosić o dobową izolację kilkuset osób, które wcześniej mieszkały od 16 do 29 stycznia w Grand Hyatt, a także zrobić im testy PCR.
Po analizie kontaktów zakażonego pracownika wydaje się, że prawdopodobieństwo kolejnych pozytywnych przypadków jest niskie, ale podjęto decyzję, by przełożyć losowanie drabinek Australian Open na piątek, wstrzymać na jeden dzień gry we wszystkich turniejach WTA i ATP poprzedzających Wielki Szlem, a także zmienić format tych imprez tak, by dało się je zakończyć w trzy dni. Możliwe, że w tym celu na niektórych kortach Melbourne Park odbywać się będzie po 8 meczów dziennie.
– Zgodnie z ocenami służb sanitarnych oczekujemy, że wszyscy będą mieli negatywne wyniki testów i będą od piątku grać, tak jak planowaliśmy. Osoby, które są obecnie izolowane traktujemy tak, jakby miały „przypadkowy kontakt" i będą dopuszczone do rywalizacji – zapewniał dyrektor Tiley, przed którym stoi też dodatkowe wyzwanie z powodu złych prognoz meteorologicznych dla Melbourne: w piątek nad miasto nadchodzą deszcze.
Organizatorzy Australian Open, mimo obecnych problemów, nie rozważają zmian w kwestii liczby przyjmowanych widzów w Melbourne Park podczas turnieju – pozostaje w mocy codzienne ograniczenie ich liczby do 50 procent pojemności trybun. Kibice mają zalecenie noszenia maseczek po wejściu na obiekty, lecz nie wyjaśniono jeszcze kwestii, co się stanie, gdy nad głównymi kortami zostaną zasunięte dachy.