Nastolatka z Raszyna była blisko pierwszego w karierze wielkoszlemowego ćwierćfinału. Od super tie-breaka w trzecim secie dzieliły ją dwie wygrane piłki, ale niestety właśnie te dwie piłki przegrała, popełniając błędy w sytuacjach, gdy rywalka wcale nie miała na korcie przewagi.
Żal jest wielki, gdyż w decydującym secie Świątek przegrywała już 1:5, wyrównała jednak na 5:5 i mogliśmy spodziewać się wszystkiego najlepszego. Ale 24-letnia, rozstawiona z nr. 28 Estonka, rozgrywająca swój 20. wielkoszlemowy turniej, potrafiła skorzystać z błędów Polki, która decydujące piłki rozegrała mało starannie, z typową dla młodzieży wiarą, że musi się udać.
Nie udało się, ale patrząc na grę Igi Świątek w Melbourne, trudno nie wierzyć, że wkrótce będzie jedną z czołowych zawodniczek świata. Sama tenisistka w rozmowie z Polsatem Sport powiedziała, że musi nauczyć się gospodarowania energią na korcie. To bardzo dojrzały wniosek jak na dziewczynę przed maturą i wydaje się, że wokół tenisistki jest wystarczające grono kompetentnych osób, by sobie z tym poradziła.
Wojciech Fibak w wywiadzie dla „Rz" przed Australian Open powiedział: „Iga gra energetyczny, szalony tenis, ale z drugiej strony ma niesamowitą regularność trudnych uderzeń, za tym jednak musi pójść stabilizacja mentalna i zdrowie". Te słowa po meczu z Kontaveit brzmią bardzo aktualnie, szczególnie jeśli przeanalizujemy to, co działo się nie tylko w końcówce meczu, ale i wcześniej – pod koniec drugiego i na początku trzeciego seta, gdy Świątek przegrywała gema za gemem.
Trudno też zapomnieć, że Polka zaczynała mecz z obandażowanym stawem skokowym, a kończyła z również obandażowanym udem. Oby to nie był zły znak, oby zdrowie miała równie mocne, jak wielki ma talent.