Finał będzie dla obu tenisistek meczem o pierwszy wielkoszlemowy triumf i prowadzenie w rankingu WTA (obecnie liderką jest Rumunka, a wiceliderką Dunka). Halep i Woźniacka to tenisistki, którym od lat wypomina się, że były nr 1 bez wygrania wielkoszlemowego turnieju. W sobotę wobec jednej z nich to stwierdzenie przestanie być aktualne.
Halep awansowała do finału po fantastycznym meczu z Andżeliką Kerber. W drugim i trzecim secie było to bez wątpienia jedno z najlepszych kobiecych spotkań ostatnich miesięcy. Podkreślić należy, że obie grały bajecznie w momentach kluczowych, co u pań nie zdarza się często. Był to tenis obustronnie bezlitosny, obie po wielu wymianach ledwie trzymały się na nogach, ale po chwili zrywały się do walki, obie miały meczbole (Halep obroniła dwa, wygrała za czwartym), aż Rumunka w końcu zwyciężyła 6:3 4:6 9:7. Po takim meczu nikt nie zapyta, czy kobiety zasługują na takie same premie jak mężczyźni, byłoby to co najmniej niestosowne.
„Nie było łatwo, jeszcze się trzęsę. Dwa takie mecze w jednym turnieju... Jestem z siebie dumna" – mówiła Halep na korcie, przypominając, że w trzeciej rundzie obroniła trzy meczbole w spotkaniu z Lauren Davis.
Finałowe szanse Woźniackiej, która pokonała Belgijkę Elise Mertens 6:3, 7:6 (7-2), wydają się większe, bo dwa maratony Halep muszą zostawić ślad na ciele i w psychice. Rumunka twierdzi, że jej największym atutem jest dzielne serce, ale nawet jeśli to prawda, nie sposób zapomnieć, że w ubiegłym roku przegrała w Paryżu praktycznie wygrany finał Roland Garros, bo serce biło, ale stanęła głowa.
Pierwszym finalistą turnieju mężczyzn został Marin Cilić. Chorwat pokonał Brytyjczyka Kyle'a Edmunda 6:2, 7:6 (7-4), 6:2. Finałowym rywalem Cilicia będzie zwycięzca drugiego półfinału Roger Federer – Hyeon Chung, który odbędzie się w piątek rano.