Pierwszego dnia faworyci zrobili swoje. Jednak nie wszyscy wygrywali tak gładko jak Roger Federer ze Steve'em Johnsonem (6:3, 6:2, 6:2), Serena Williams z Anastazją Potapową (6:0, 6:3) albo Petra Kvitova z Kateriną Siniakovą (6:1, 6:0).
Dla niektórych pierwszy mecz był dużo trudniejszy. Broniący tytułu Novak Djoković miał zaskakujące zacięcia w spotkaniu z Niemcem Janem-Lennardem Struffem, zanim wygrał 7:6 (7-5), 6:2, 2:6, 6:1, Ashleigh Barty słabo rozpoczęła grę z Ukrainką Lesią Curenko, by w końcu zwyciężyć 5:7, 6:1, 6:1.
Dzień należał jednak do debiutantki, jeszcze 15-letniej Coco Gauff (16 lat skończy w marcu), która, jak w Wimbledonie 2019, pierwszy mecz zagrała z Venus Williams i znów wygrała – 7:6 (7-5), 6:3. Panna Coco, a właściwie Cori, z wdziękiem dziękowała kibicom za pieśni śpiewane na jej cześć, ale przyznała, że cztery mecze w Wimbledonie i trzy w US Open dały jej już odporność na rosnącą presję oraz wiwaty. Następny mecz najmłodsza uczestniczka turnieju zagra z Soraną Cirsteą, jak dobrze pójdzie, to kolejny z broniąca tytułu Naomi Osaką i wtedy, być może, ciepłe uczucia widowni nieco się podzielą.
Kibice jednak najgłośniej śpiewali w poniedziałek nie Coco, ale Stefanosowi Tsitsipasowi. Grecka grupa na Margaret Court Arena była tak hałaśliwa, że tenisista po łatwej wygranej z Salvatore Caruso (6:0, 6:2, 6:3) w uprzejmych słowach poprosił, by rodacy w Australii zechcieli odróżniać wsparcie typu futbolowego od tego, jakie przystoi na wielkoszlemowym korcie, bo hałasy tak samo przeszkadzają jemu jak rywalowi.
Znaczące porażki pierwszego dnia były trzy. Denis Shapovalov (nr 13) przegrał 3:6, 7:6 (9-7), 1:6, 6:7 (3-7) z Martonem Fucsovicsem. Kanadyjski młodzieniec nie wytrzymywał ciśnienia, krzyczał na sędziego, krytykował wiele jego orzeczeń, nawet rozbił rakietę z komentarzem: „to moja rakieta, mogę z nią zrobić, do cholery, co zechcę". Po czymś takim jego nieobecności trudno żałować.