"Rzeczpospolita": Jak doszło do tego, że w Gdyni, możemy oglądać turniej WTA 250?
Artur Osiecki: Po zwycięstwie Igi Świątek w Roland Garros, pojawiła się myśl, aby ściągnąć turniej WTA rangi 250 do Polski. Pomysł wyszedł ze strony Tomasza Świątka, taty Igi, a ja zostałem poproszony o rozeznanie się w kwestii uzyskania licencji na organizację tego turnieju. Wówczas wspólnie z Tomaszem Wiktorowskim w ramach JW Tennis Support Foundation mieliśmy już zbudowane relacje z WTA. Planowaliśmy zorganizować turniej WTA 125 w Warszawie, we wrześniu ubiegłego roku. Ostatecznie się to nie powiodło z powodu pandemii koronawirusa. Tomasz Świątek wiedział jednak o naszych planach i się nimi zainteresował. Finalnie udało się nam pozyskać licencję na turniej WTA 250 od firmy Octagon z Waszyngtonu na okres pięciu lat. Postanowiliśmy to wykorzystać. Mówiąc językiem sportowym „timing” był dobry z każdej strony. Postanowiliśmy spróbować, także dlatego, że pasował nam termin turnieju. Licencja turnieju to jedno, ale ważny jest też termin, a ten wakacyjny, szczególnie tu w Gdyni, bardzo nam pasował.
Dawno już takiego turnieju w Polsce nie było, ale dlaczego rozgrywki kobiece, a nie męskie zważywszy, że ostatnio w Sopocie, ale też i awaryjnie w Gdyni, rozgrywany był męski challenger Sopot Open?
Wybraliśmy cykl kobiecy, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom kibiców i stworzyć możliwość zobaczenia naszej najlepszej zawodniczki i innych tenisistek z Polski i zagranicy na miejscu w Polsce. WTA 250 to najniższy rangą turniej kobiecy, w którym Iga mogłaby zagrać. W rozgrywkach WTA 125 i mniejszych turniejach by nie zagrała. W mojej opinii WTA 250 to turniej optymalny. Może grać Iga, a dla innych polskich zawodniczek jest to już rywalizacja wysokiej rangi, choć jak pokazały przykłady Weroniki Falkowskiej i przede wszystkim Katarzyny Kawy mogą one grać z sukcesami. Jest to więc poziom idealny, od którego możemy wystartować. Przyznam szczerze, że turnieju WTA 500 nie chcieliśmy organizować na początek. To organizacyjnie naprawdę duże przedsięwzięcie. Zaczęliśmy więc od turnieju mniejszego. Jeśli jednak będzie takie zapotrzebowanie, to być może pokusimy się o coś więcej. Na teraz jednak WTA 250 to dla nas optimum.
Mówimy o pięciu edycjach, ale ta pierwsza cierpi nieco na tym, że za pasem Igrzyska Olimpijskie w Tokio ze zmaganiami tenisowymi?
Oczywiście Igrzyska Olimpijskie na nas wpływają, ale zdawaliśmy sobie z tego sprawę od początku. Planujemy jednak długofalowo. Nie chodzi tylko o premierową, tegoroczną edycję turnieju, ale także o cztery kolejne. A Igrzyska Olimpijskie są organizowane raz na cztery lata. W kolejnych latach powinniśmy więc mieć w Gdyni więcej klasowych zawodniczek i mocniejszą turniejową drabinkę. W tym roku nastawiliśmy się też na to, aby dobrze wykonać naszą pracę od strony organizacyjnej. W kolejnych latach będzie nam już łatwiej, a po drugie słabsza obsada w br. pomaga naszym zawodniczkom. Umożliwia im zwycięstwa, zdobywanie punktów i pięcie się w rankingu. Najlepszym przykładem, że tak się dzieje jest wspomniana już Weronika Falkowska, która po jednym wygranym spotkaniu w turnieju głównym przesunęła się w rankingu WTA o ponad 70 miejsc. Dla niej to bardzo duży skok. To pokazuje, że takie turnieje są polskim zawodniczkom bardzo potrzebne.