Azarenka w ćwierćfinale potwierdziła, że jest w formie pozwalającej myśleć o końcowym triumfie w wielkoszlemowym turnieju. Spotkanie z Elise Mertens było pokazem jej mocy (6:1, 6:0), Belgijka ani razu nie wygrała swojego podania a przy drugim serwisie zdobyła tylko 4 punkty.
W półfinale rywalką Białorusinki będzie Serena Williams, której droga do tego meczu była o wiele bardziej ciernista. Rewelacja turnieju, grająca w zawodowej imprezie pierwszy raz od trzech lat Bułgarka Cwetana Pironkowa zaczęła znakomicie, wygrała pierwszego seta, przełamała podanie rywalki w pierwszym gemie seta drugiego, stosując zmienne rotacje nie pozwalała Serenie wykorzystać fizycznej przewagi. Amerykanka znów wydawała się za wolna, psuła wiele banalnych piłek. Nic dziwnego, że gdy udało się jej w drugim secie odrobić stratę serwisu, krzyknęła tak, że zagłuszyła chyba samoloty startujące z pobliskiego lotniska La Guardia. To był punkt zwrotny meczu, potem Serena kontrolowała już przebieg wydarzeń w czym bardzo pomógł jej znakomity serwis (20 asów) i wygrała 4:6, 6:3, 6:2.
Azarenka i Serena grały ze sobą 22 razy. W ubiegłym roku w ostatnim ich meczu wygrała Amerykanka, a pozostałe spotkania odbyły się tak dawno, gdy obie były innymi zawodniczkami i kobietami, że wyciąganie wniosków na ich podstawie ma ograniczony sens. Z dwóch matek - półfinalistek w lepszej fizycznej formie wydaje się dziś być Azarenka.
W oczekiwanym spotkaniu Rosjan Daniiła Miedwiediewa i Andrieja Rublowa emocje były, ale ubiegłoroczny finalista US Open Miedwiediew po tym jak obronił pierwszego seta (w tie-breaku przegrywał już 3:6) osiągnął wyraźną przewagę. Napięcie wróciło pod koniec seta trzeciego, Miedwiediew przyznał, że przy ogromnej wilgotności czuł się coraz gorzej i nie wie jak potoczyłby się ten mecz, gdyby trzeba było grać dłużej. Ale nie było trzeba, faworyt wygrał 7:6 (8-6), 6:3, 7:6 (7-5).
Dominic Thiem miał o wiele mniej kłopotów z pokonaniem Australijczyka Alexa de Minaura. Austriak zwyciężył 6:1, 6:2, 6:4.